niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 9

 Tooth wydmuchała nos i otarła łzy. Wciągnęła głeboko powietrze, po czym je wypuściła i wstała z łóżka Elsy. Postanowiła zakończyć związek z Jack'iem, w tej chwili nie była pewna czy to była prawdziwa miłość. Nie chciała się teraz załamać po raz kolejny. Musiała pokazać innym, że nie jest drobną i słabą osóbką, jak do tej pory można było wywnioskować z jej zachowania. Pragnęła, by uważali ją za silną i niezależną, pomimo tych 15 lat. Otworzyła drzwi i wyjrzała zza nich. Nigdzie nie widziała Jack'a, ale zauważyła Flynn'a. Zamknęła drzwi za sobą i zeszła po schodkach, kierując się do przyjaciela swojego chłopaka. Nabrała powietrza w płuca i stanęła przy nim. Brunet nie zauważył jej obecności. Delikatnie chrząknęła. Chłopak podskoczył, odwrócił się gwałtownie kładąc rękę na sercu i oddychając szybko. Spojrzał na nią, wyrównał oddech i powrócił do gry w Eksplodującego Durnia.
 - Czego sobie duszyczka życzy? - zapytał nie patrząc na nią.
 - Mógłbyś powiedzieć Jack'owi, żeby przyszedł do Pokoju Życzeń? Chcę z nim porozmawiać.
 Chłopak zagwizdał i spojrzał na nią.
 - Obawiam się, że nie ma na to ochoty.
 - Wiem, dlatego powiedz mu, że to Elsa go wzywa. - powiedziała i odwróciła się, aby odejść.
 - Nie będę okłamywał najlepszego przyjaciela. - zawołał za nią. Dziewczyna przystanęła i odwróciła głowę z uśmiechem.
 - A czy ja powiedziałam, że masz go okłamywać? Naturalnie, Elsa będzie tam obecna. Nie mów tylko, że ja również.
 - No doobra. Ale że teraz?
 - Nie, za 10 lat. - przewróciła oczami i odeszła szukając wzrokiem blondynki. Nie było jej w Pokoju Wspólnym, więc musiała wyjść. Przeszła szybko przez obraz. Natknęła się na nią przy schodach.
 - Och, Tooth, co tutaj robisz?
 - Potrzebuję cię, Elso. - powiedziała czarnowłosa, złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą po schodach do góry.
 - Mnie? Ale po co? - z szoku blondynka pozwoliła się prowadzić, lecz na 1 piętrze wyrwała jej się. - Tooth, mówię do ciebie. Co się stało?
 - Jack. Muszę z nim porozmawiać w Pokoju Życzeń. - odparła ponownie ją chwytając i ciągnąc za sobą.
 - Z tego co wiem, to on nie wyszedł z dormitorium.
 - Tak, wiem. Flynn poszedł po niego. Powiedziałam mu, aby go wysłał do Pokoju Życzeń, ponieważ ty tam na niego czekasz.
 - Chwileczkę, ja? A co mam mu niby powiedzieć?
 - Wszystko ci powiem, tylko teraz szybko, bo kiedy Jack usłyszy, że chcesz się z nim spotkać, poleci na 7 piętro jak na skrzydłach. A my musimy tam być przed nim.
 - No to szybko. - dziewczyny zaczęły biec. Weszły do pustego Pokoju Życzeń całe zdyszane. - No dobrze. Jesteśmy tu, a jego jeszcze nie ma. Możesz mi teraz powiedzieć o co chodzi?
 - No bo ja chcę zerwać z nim. Ale ja wiem, że on nie będzie chciał ze mną gadać. Za to z tobą bardzo chętnie. Flynn powiedział, że nie okłamie przyjaciela, więc ty też tu musisz być. Kiedy tu przyjdzie, nie możesz pozwolić mu wyjść dopóki nie powiem wszystkiego. Przy tobie również nie użyje siły, lub coś podobnego.
 - Aha, rozumiem. No dobrze, zgadzam się. Chcę ci pomóc.
 Wtedy właśnie drzwi się otworzyły, a do środka wszedł uśmiechnięty Jack. Tooth schowała się.
 - Witaj Jack. - powiedziała Elsa stojąc kilka metrów przed nim ze splecionymi dłońmi z przodu.
 - Cześć Elsa. - przywitał się chłopak z jeszcze szerszym uśmiechem. - Chciałaś ze mną porozmawiać?
 - Cóż, nie do końca. Faktycznie, zostałeś tu sprowadzony na rozmowę, ale nie ze mną.
 - Tylko z kim?
 - Ze mną. - Tooth wyszła z kryjówki i stanęła obok blondynki.
 - No nie. A ona co tu robi? - warknął zirytowany Jack i cofnął się do tyłu z zamiarem wyjścia.
 - Jack, zaczekaj! - zawołała za nim czarnowłosa. - Nie możesz ciągle mnie unikać.
 - No to patrz.
 - Stój! - krzyknęła Elsa i machnęła dłonią pokrywając grubym lodem całą ścianę. Od razu tego pożałowała.
 - C-co to jest? - Jack zatrzymał się i odwrócił. - Elsa?
 - Och! To... to... zapomnij o tym! Obydwoje zapomnijcie. Nic... nic mi nie będzie, wytłumaczcie sobie wszystko. - wypowiedziała szybko i uciekła wgłąb Pokoju znikając im całkowicie z oczu.
 - Elsa, zaczekaj! - białowłosy chciał biec za nią, ale Tooth złapała go za rękę.
 - Poczekaj. Najpierw musimy sobie wszystko wyjaśnić.
 - Tooth, co ty chcesz wyjaśniać? Dobrze, nie kocham cię i nigdy cię nie kochałem. Sam nie wiem dlaczego zaproponowałem ci chodzenie i w ogóle. Ja cię tylko lubię, i tyle. Zrozum to w końcu.
 - Ależ ja rozumiem. I zdałam sobie sprawę, że jednak również cię nie kocham.
 - Więc w czym problem?
 - W tym, że chcę z tobą zerwać.
 - A to proszę bardzo. Już. Nie jesteśmy razem. Pasuje ci?
 - Jak najbardziej, ale... chciałabym, abyśmy nadal byli przyjaciółmi. Takimi, jakimi byliśmy zanim ci powiedziałam... tamto. Choć już wierz, że to jednak nieprawda.
 - Ale zawsze myślałem, że chłopak i dziewczyna po rozstaniu nie mogą się przyjaźnić.
 - Mogą, jeśli obie strony nie kochają tego drugiego. Tak jest w naszym przypadku.
 - A więc zgoda? - zapytał z uśmiechem Frost wyciągając dłoń przed siebie. Tooth uśmiechnęła się.
 - Zgoda. - uścisnęła mu dłoń, a on przyciagnął ją i przytulił. Czarnowłosa odwzajemniła uścisk. Po chwili odsunęli się. Obydwoje zamyślili się.
 - Elsa! - powiedzieli równocześnie i pobiegli w stronę, w którą wcześniej popędziła blondynka.

***

Krótki, bo krótki. Ale jest! :) Zapraszam na drugiego bloga: is-you-and-i.blogspot.com. Jest nowy rozdział.

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 8

-Co wy tu robicie? - zapytał Jack próbując pochwycić bluzę. - Albo nie, nie odpowiadajcie. Najpierw się ubiorę. - dodał i pobiegł do łazienki z bluzą i różdżką w jednej ręce, drugą przytrzymując ręcznik na biodrach.
 Po chwili wyszedł już całkowicie ubrany z wysuszonymi spodniami. Przeczesał ręką włosy i wypuścił powietrze z ust. Gestem zachęcił dziewczyny, żeby podeszły. Tooth zrobiła 3 kroki, po czym zatrzymała się i odwróciła do nadal stojącej w jednym miejscu Anny.
-Aniu, może wyjdziesz? To sprawa pomiędzy mną a Jack'iem. - powiedziała z delikatnie z przepraszającym uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, pokiwała głową i wyszła. Jack odczekał kilkanaście sekund, aż w końcu podszedł do swojej dziewczyny.
-Więc, o co chodzi?

***

Flynn usiadł na fotelu w Pokoju Wspólnym. Przyglądał się jak Jack i Matthew grali w eksplodującego durnia. Nagle usłyszał otwierające się drzwi. Odwrócił się i zobaczył Tooth wychodzącą z pokoju dziewczyn. Fiołkowooka stanęła na środku salonu i spojrzała na Jack'a z wyrazem tęsknoty w oczach. Chłopak wyczuł, że ktoś się na niego patrzy i podniósł wzrok. Gdy zobaczył, że to Tooth, natychmiast wstał i rozzłoszczony poszedł do pokoju chłopców. Czarnowłosa westchnęła i wyszła z dormitorium. Flynn wywrócił oczami. Tak trwało już od miesiąca. Chłopak liczył, że kiedy spadnie śnieg i zacznie się zima, ulubiona pora roku Frosta, para się pogodzi. Lecz na razie był październik i nic się nie zmieniło. Pokłócona Jathiana zdołała nawet zniszczyć wrześniowe urodziny Czkawki już po 2 godzinach zabawy.
-Hej, Flynn, grasz ze mną? - spytał Matthew wyrywając chłopaka z zamyślenia i pokazując na grę.
-Co? A tak, jasne. - przysiadł się do niego i kontynuowali rozgrywkę.

***

-No dobrze, przyznaję, twój plan był dość... przemyślany? Ale nie o to chodzi. Ta cała niepewność zaczyna mnie dobijać! Może w końcu ruszysz tyłek, bo przez cały miesiąc nic tylko się obijałeś. - warknął Mrok.
-Ty za to obijasz się przez cały czas. - odpowiedział spokojnie Jace. - Och, twoja firma nie działa? Zapewne zostawiłeś w kiblu jakąś mamonę i cię zwolnili.
-Moje koszmary to nie mamony! I znikąd mnie nie wywalili, bo nie mam żadnej firmy. - odparl zirytowany.
-Jak to? To niby co to jest "Koszmar Kafelki+"? Plus to wyposażenie łazienek.* - zachichotał chłopak zeskakując ze stołu.
-To ty to wymyśliłeś! - krzyknął wyprowadzony z równowagi mężczyzna.
-Jasne! Jesteś niewinny, zwal wszystko na Jace'a. - zironizował cienkim głosem czarnowłosy.
Mrok klepnął się otwartą ręką w czoło(taki face palm dop.aut.). Kiedy ponownie spojrzał przed siebie, zauważył, że jest sam w pomieszczeniu.
-Chodź tu, kukło z ogonem! Jeszcze z tobą nie skończyłem! - zawołał wychodząc na korytarz. - Nie myśl, że jeśli zostawiłeś swoją dziewczynę to możesz zostawiać mnie!
-Ej, nie jesteśmy razem. To ty masz jakieś urojenia. - zachichotał Jace, jednak jego uśmiech był sztuczny.
Shaydee Sparks była jedyną osobą, którą darzył jakimkolwiek uczuciem. Reszta była dla niego zupełnie obojętna. Ojca czasem nienawidził, czasem ignorował. Mroka też nie darzył sympatią, zawarł z nim współpracę, ponieważ chciał się zemścić na dyrektorze Hogwartu, który wyrzucił Shaydee ze szkoły zaraz po tym, jak się dowiedział o jej związku z nim. Wtedy to po raz pierwszy ją uderzył, a jak próbowała się bronić, po prostu zostawił. Od tej pory ślad po niej zaginął, chłopak przyjął do siebie wiadomość, że nie żyje.
Mrok wywrócił oczami i odszedł zostawiając Jace'a samego ze swoimi przemyśleniami. Wtedy demon przestał się uśmiechać i pokierował swoje kroki do pustego pokoju na końcu korytarza. Nie było w nim nic, sama ciemność, lecz jego oczy miały tę właściwość, że świeciły w ciemności i umożliwiały zobaczenie wyraźnego obrazu otoczenia. Zamknął drzwi i oparł się o nie. Emocje wyszły za zewnątrz. Po każdej rozmowie z Mrokiem szedł do tego pomieszczenia i odreagowywał. Ukrył twarz w dłoniach i zjechał w dół. Pochylił głowę i przysunął kolana. Mimo, że minęło już 2 lata od tamtego wydarzenia, nadal nie mógł się opanować, kiedy tylko ktoś wspomniał o jego byłej dziewczynie. Spojrzał w sufit. Jedna, jedyna łza spłynęła po policzku i kapnęła na tors. Siedemnastolatek wstał powoli i ruszył do przodu. Kiedy znalazł się przy ścianie, z całej siły uderzył w nią nie zwalniając. Rozwalił ją i rozwinął skrzydła, aby nie runąć na ziemię. Przeleciał parę metrów i głową w dół, z wyprostowanymi nogami i rękami przed sobą, oraz rozłożonymi na całą długość czarnymi skrzydłami skoczył do wody. Nawet nie nabrał powietrza w płuca, opadał bezwładnie na dno, mimo że łatwo mógł wypłynąć. Wtedy ujrzał przed sobą znikome pomarańczowe światło, a czarna sylwetka podpłynęła pod niego i uniosła ku górze. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy znalazł się na powierzchni. Koło niego płynął jeden z udanych koszmarów, ciągnąc go za sobą. Chłopak spojrzał do góry. Na skale stał Mrok i patrzył na niego zirytowany.
-Po co mnie ratujesz? Po raz kolejny! - wysyczał Jace będąc na tyle blisko, by mieć pewność, że Czarny Pan go usłyszy. - Przecież i tak znowu trafię do... domu. - ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem.
-Gdzie się podziała sarkastyczna strona Jace'a Devila? Ta, która twierdzi, że czyszczę łazienki i oskarża mnie o homoseksualizm? - zapytał z dobrze wyczuwalną ironią w głosie mężczyzna. - Ach, rozumiem, nadal użalasz się nad swoją lalunią?
Chłopak warknął cicho ze złości i spojrzał na niego spod mokrych czarnych kosmyków. Mrok zauważył jego świdrujący wzrok, lecz nie przejął się tym, że w tej chwili demona kusiło, aby go zabić. Jace milcząc wyszedł z wody i przeszedł obojętnie obok niego. Nie miał zamiaru się z nim w tej chwili kłócić, mężczyzna mógł wypowiedzieć dużo więcej raniących go słów.

***

Elsa usłyszała trzaśnięcie drzwi za sobą. Gwałtownie odwróciła się. Była to Tooth, cała zalana łzami. Szlochając rzuciła się na swoje łóżko. Księżniczce żal jej było, widocznie musiała ostro pokłócić się z Jack'iem, bo jego nienawiść i jej łzy trwały już od miesiąca. Dziewczyna usiadła na łóżku koleżanki i delikatnie pogłaskała ją po czarnych włosach. Współczuła jej. 
-Tooth, hej, co się stało? - zapytała ostrożnie tonem niewymagającym odpowiedzi.
Fioletowooka uniosła zapłakaną twarz i spojrzała na nią wzrokiem pełnym rozpaczy. Powoli uniosła się i usiadła obok Elsy. Przetarła oczy i pociągnęła nosem.
-Och, Elso, nie wiem już co mam robić. Jestem kompletnie bezradna. - wyjąkała i ponownie zalala się łzami wtulając się w ciemną blondynkę.
-Może mogłabym ci podać jakiś pomysł, tylko muszę wiedzieć o co chodzi. - zaproponowała zielonooka.
-Cóż, to zaczęło się miesiąc temu, kiedy nakryłam go z Anną w Pokoju Życzeń. Był w samym ręczniku, więc zawstydzony poszedł się przebrać. Kiedy wrócił, ja poprosiłam Anię, żeby już wyszła, ponieważ ta rozmowa nie dotyczyła niczego, co by ona zrozumiała. Gdy wyszła...
"-Więc, o co chodzi? - zapytał Jack stojąc metr przed nią.
Dziewczyna odetchnęła głęboko i utkwiła w nim swoje spojrzenie.
-Jack, ja chcę cię przeprosić. - zaczęła chcąc mieć to już za sobą.
-Przeprosić? Ale za co? To ja powinienem... - odpowiedział zaskoczony.
-Owszem, powinieneś jak najbardziej. - przerwała mu. - Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze.
-Zaczynasz mówić jak moja ma... - zamilkł uświadamiając sobie co chciał powiedzieć i zwiesił głowę.
-Jak kto? Jak twoja mama? Przecież nawet jej nie znasz.  - westchnęła. - Może Księżyc się pomylił i pozbawił cię normalnego życia zbyt wcześnie.
-Czyli, że teraz żyję nienormalnie?! - wrzasnął chłopak.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
-A o co? Może nie wiem? Wytłumacz mi, bo możliwe, że jestem zbyt tępy, żeby zrozumieć za pierwszym razem. - krzyknął odsuwając się od niej. - I w ogóle odczep się. Ciagle za mną łazisz, jak jakaś kompletna wariatka!
-Tylko dlatego, że nie chcę, abyś zrobił coś głupiego.
-A więc jestem głupi, tak?
-Nie! Wcale tak nie mówiłam.
-Ależ tak. 
-Masz jakieś urojenia, Jack. Uspokój się. - spróbowała do niego podejść, ale odepchnął ją.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - zawołał i uderzył ją mocno w twarz.
Jej głowa wykonała kąt 90°. Rozszerzyła oczy. Nie mogła uwierzyć, w to co on zrobił. Uderzył ją. Śmiał podnieść na nią rękę. Tooth nie wiedziała co o tym myśleć. Przerażał ją. Nigdy wcześniej taki nie był. 
-Tooth, ja... ja przepraszam. - wymamrotał oszołomiony chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego i wyciagnęła różdżkę. Wycelowała w niego, gotowa w każdej chwili rzucić na niego jakieś zaklęcie. Nie chciała go skrzywdzić, ale wolała mieć pewność, że drugie uderzenie nie będzie miało miejsca. Spojrzała na jego włosy. Były od nowa śnieżnobiałe, a w oczach strach i współczucie. Wtem chłopak zmarszczył brwi, a jego kosmyk stał się brązowy. Wyciągnął swoją różdżkę i wycelował w nią.
 - Expelliarmus! - krzyknął.
Zaklęcie trafiło w dziewczynę. Uderzyła boleśnie plecami o ścianę. Spróbowała wstać. Zaskomlała z bólu, jednak się podniosła.
 - Expelliarmus! - różdżka wypadła z ręki chłopaka.
Jack rozejrzał się i podbiegł do ławki. Chwycił swój kostur i wycelował w Tooth strumieniem lodu. Czarnowłosa oberwała i prawie straciła przytomność.
 - Levicorpus! - wyszeptała, a białowłosy uniósł się za kostkę do góry.
Spróbował ponownie ją trafić, dziewczyna oberwała w rękę. Różdżka wypadła jej z rąk na metr odległości. Ostatkiem sił doczołgała się do niej. Chłopak spadł na podłogę.
 - Drętwota! - zawołała, a gdy zobaczyła, że zaklęcie trafiło w Frosta, zemdlała."

 Elsa rozszerzyła oczy.
 - Więc, walczyliście na zaklęcia? - zapytała delikatnie.
 Tooth pokiwała głową i zaniosła się jeszcze większym szlochem.
 - Ale ja nie zauważyłam u niego żadnej zmiany w kolorze włosów.
 - Zmieniają się tylko wtedy, kiedy jestem z nim sam na sam, dlatego stara się tego unikać. Wiem, że nie chce mi zrobić krzywdy, ale boli go, że to ja pierwsza wyciągnęłam różdżkę.
 - Ale on pierwszy wymówił zaklęcie.
 - Po to, aby się obronić przede mną.
 - Ale ty nie chciałaś, żeby cię ponownie uderzył.
 - Sprowokowałam go do tego.
 - Wiesz co, Tooth - ucięła konwersację wstając z łóżka i kierując się do drzwi. W progu się zatrzymała i spojrzała na dziewczynę. - Przestań się obwiniać. To jego wina. I powinnaś z nim zerwać. Jeśli uderzył cię raz, co go powstrzyma przed powtórzeniem tego? - i wyszła.

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 7

Jack syknął po raz kolejny kiedy pani Lourette przemyła mu przedostatnią ranę.
-Uspokój się chłopcze. Już nie ma rany. Została jeszcze jedna. - stwierdziła ostrym głosem pielęgniarka.
-Wolałbym sam sobie ją przemyć. - odparł białowłosy, rumieniąc się.
Rana znajdowała się na udzie w takim miejscu, że musiałby ściągnąć również majtki, żeby ją właściwie opatrzeć. Wolał sobie tego oszczędzić. Lourette najwyraźniej nie zrozumiała jego wypowiedzi, bo kazała mu ściągnąć spodnie. Przecięcie sięgało znacznie dalej niż Frost myślał. Krew sączyła się na pół nogi. Była to najpoważniejsza rana, zadał ją Jace zanim powiesił go nad przepaścią. Później, gdy był tak zmęczony, że wleciał w drzewo, ponownie złamał laskę i zemdlał, a spadając na ziemię poszerzył ranę. Na pielęgniarce nie zrobiło to wrażenia. Z kamienną twarzą wytarła krew i przemyła mu pół rany.
-Trzymaj - podała mu ściereczkę. - nie mam zamiaru tego oglądać. - stwierdziła po czym wyszła.
Jack odetchnął z ulgą i wykonał czynność. Po skończeniu położył szmatkę na szafce obok łóżka i wyszedł z pomieszczenia. Już za drzwiami dopadła go Tooth.
-O mój Boże, Jack! Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Wiesz, odwołali nam wszystkie lekcje, ale skoro wróciłeś to zaczynamy od jutra.
-To dobrze - odparł białowłosy, szukając wzrokiem Anny i Susanne.
Chciał im podziękować, za to, że przywróciły mu przytomność. Gdyby nie one, możliwe, że dalej by leżał przy wejściu, może nawet umarł z niedotlenienia mózgu. Przypomniał sobie o swojej lasce. Nie miał jej przy sobie, a przeciez tylko on potrafił ją "skleić".
-Gdzie dałaś mój kij? - zwrócił się do swojej dziewczyny.
-Twój kij? Nie miałeś go przy sobie kiedy weszłeś do szkoły. - stwierdziła zaniepokojona czarnowłosa.
Jack uderzył się ręką w twarz. Jak mógł o nim zapomnieć? Pewnie gdy się ocknął zostawił go w lesie. Ale przecież podpierał się obiema połówkami, kiedy szedł do Hogwartu. Ze strachem w oczach uświadomił sobie, że pomylił się i zamiast swojej laski wziął zwykłego patyka. Musiał natychmiast tam wrócić i go poszukać. Bez tej laski nie ma swoich mocy, nie uchroni dzieci, ani nikogo innego przed Mrokiem. A jeśli ktoś odnalazł źródło jego energii i postanowił, że będzie go nim szantażował? Co jeśli tak faktycznie jest, a ta osoba ma wściekle zielone oczy i ogon, czarne włosy, szarą skórę i ma na imię Jace? Jego obowiązkiem jest powiedzieć o tym zdarzeniu Strażnikom. I zrobi to w tej chwili.
-Tooth, zwołaj Strażników. Mam bardzo złe wieści dotyczące Mroka. - polecił dyskretnie.
-Mroka? Jesteś pewny? - dziewczyna nie była przekonana.
-Nigdy nie byłem czegokolwiek bardziej pewny niż tego. Przywołaj ich tu, już. Albo nie, my się tam dostaniemy.
-Którędy? Nie możesz latać bez laski, której aktualnie nie posiadasz, a ja cię nie uniosę. Poza tym, gdybym dokonała przemiany, zwróciłoby to uwagę innych uczniów i nauczycieli, a to jest niepotrzebne. - odezwała się w niej rozsądna i dorosła strona. - Ale Jack, twoje włosy.
-Co z nimi? - zapytał zdezorientowany, dotykając ich.
-Jeden kosmyk jest brązowy. Miałeś tak od początku? Nie zauważyłam.
-No chyba zgłupiałaś. Moje włosy przecież nie zmieniają koloru. Są srebrzystobiałe. - odparł Frost.
Nagle Tooth przystanęła. Jack zaskoczony również to zrobił i odwrócił się w jej kierunku. Na jej twarzy widniało ogromne zaskoczenie i zamyślenie. Stała jak wryta z rozchylonymi wargami i szeroko otwartymi oczami. Nie ruszała się i wpatrywała w koniec korytarza, gdzie nikogo nie było.
-Anna! Natychmiast! - krzyknęła i pobiegła w stronę dormitorium Gryfonów.
-Tooth! Zaczekaj! - zawołał białowłosy i popędził za nią.
 Nie bardzo wiedział do czego potrzebna im była siostra Elsy. Przecież, o ile wiedział, nie jest Strażnikiem, w takim razie nie może nic o tym wiedzieć. Cali zdyszani stanęli przed obrazem Grubej Damy.
-Hasło? - odezwała się otyła kobieta.
Jack i Tooth popatrzyli po sobie. Żadne z nich nie wiedziało. Ale musieli tam się dostać. Frost miał nadzieję, że zobaczy jakiegoś ucznia z domu lwa idącego do dormitorium, mogliby go poprosić... zaraz, co? On, Jack Frost, miałby prosić jakiegoś Gryfona? O nie, tak bardzo się nie zniży. Może Tooth tak, ale nie on. Duma mu na to nie pozwalała. Przypomniał sobie słowa Jace'a.
"-Jesteś wyjątkowy, Jack. Myślisz, że ktoś to zauważył albo docenił? Nie. Dla innych jesteś tylko przeciętnym czarodziejem i śnieżnym bałwanem."
"-Ona się ciebie boi. Tak samo Czkawka. Więc jak mogą być twoimi przyjaciółmi?"
"-Przecież Ślizgoni i Gryfoni to najwięksi wrogowie."
-Nie! - wrzasnął uderzając w ścianę obok obrazu.
-Jack! Co się stało? Coś cię boli? - zapytała przestraszona Tooth. - Może nie powinieneś jeszcze wychodzić? Najlepiej było zostać w...
"-A może ona cię nie kocha? Może chce spędzać z tobą tyle czasu, żebyś nie zrobił nic głupiego?"
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - wrzasnął na nią. - I wiesz co? Sam sobie z tym poradzę. - dodał i odszedł.
-Jack, poczekaj! - krzyknęła zdezorientowana dziewczyna, ale nie pobiegła za nim.
Chłopak cały rozgoryczony postanowił ochłonąć i przejść się przez piętra. Kiedy przechodził przez korytarz na siódmym piętrze, zaczął myśleć o pomieszczeniu, w którym mógł rozładować jakoś swoją złość i spokojnie wszystko przemyśleć. Nagle usłyszał dźwięk, tuż obok niego. Spojrzał w tamtą stronę i zatrzymał się. Na ścianie pojawiały się mosiężne drzwi. Podszedł do nich i rozejrzał się. Myślał, że to są jakieś żarty, ale nikogo nie było. Spróbował otworzyć drzwi. Rozwarły się bez problemu. Zajrzał do środka. Była to ogromna sala, w którym znajdowały się przedmioty do ćwiczeń m.in. worki treningowe. Wszedł zaskoczony do środka i zamknął za sobą drzwi. Anna coś o tym wspominała. Jack'a olśniło. To był Pokój Życzeń.

***

Czarny kruk z zielonymi ślepiami przyglądał się temu. Kiedy Jack wszedł do sali i zamknął drzwi, ptak odleciał. Miał nowe wiadomości dla swojego współpracownika. Gdy znalazł się nad gęstym lasem, zanurkował w dół. Leciał bardzo szybko, zgrabnie omijając rozgałęzione drzewa. W końcu wylądował na małej leśnej polance, dokładniej na starym zniszczonym drewnianym łóżku. Pod złamanymi deskami znajdowała się sporych rozmiarów czarna głęboka dziura. Kruk wleciał w nią. Po chwili znalazł się na ziemi i przeistoczył w czarnowłosego chłopaka, z wściekle zielonymi oczami, ogonem i pazurami. Jace rozejrzał się ze złośliwym uśmiechem, który go nie opuszczał odkąd pozwolił Jack'owi lecieć do Hogwartu.
-No i co? Nie mówiłem ci, że to się nie uda? Mój plan był lepszy. - burknął Mrok zanim się odwrócił do niego twarzą.
 Jace warknął pod nosem patrząc z byka na mężczyznę. Jego warkot bardziej przypominał odgłos atakującego wilka niż zirytowanego człowieka, którym teraz był.
-Czy tobie wiecznie musi coś nie pasować? Wybacz, ale wszystko jest pod kontrolą. Ziarenko zostało zasiane. - odparł chłopak siadając na blacie stołu i z niechęcią patrząc na nieudanego koszmara.
-Cokolwiek wymyśliłeś w tym swoim małym móżdżku, coś ci nie wychodzi. - spojrzał na niego i wywrócił oczami. - Złaź ze stołu!
-Serio to stworzyłeś? - zapytał zielonooki, ignorując rozkaz Mroka, wskazując ręką na istotę, której się przyglądał chwilę temu.
-Natychmiast zejdź ze stołu! Przed chwilą go myłem!
-Rozumiem, że to twoja praca. Nie no, świetna reklama, "Władca Koszmarów oczyści twój dom z... z czarów!"
-Lepiej mnie posłuchaj...
-Bo co? Odeślesz mnie do piekła? Spokojnie, będę mieć więcej czasu na przygotowanie miejsca dla ciebie.
-Nie wytrzymam!
-To popuść. - zachichotał Jace zeskakując z blatu. - Miałem przekazać ci wieści, ale się rozmyśliłem. - stwierdził uśmiechnięty przechodząc obok Mroka.
-Grasz mi na nerwy. - zaczął mężczyzna grożąc mu palcem.
-Tak, wiem. - odparł chłopak i uciekł widząc wściekłą minę współpracownika.
-Jace! Wracaj tu natychmiast! - krzyknął za nim Czarny Pan wychodząc z pomieszczenia.

***

 Tooth postanowiła najpierw odszukać Annę. Bardzo martwiła się o Jack'a, nie był sobą. Wiedziała, że coś ważnego musiało się stać, coś co wpłynęło na jego myślenie. Była pewna, że to sprawka Mroka, ale nie mogła tego zachować dla siebie. Musiała powiadomić resztę Strażników, ale należałoby znaleźć miejsce, w którym nikt ich nie znajdzie i to w szkole. Kilka dni temu księżniczka Arendale powiedziała jej o pewnym pomieszczeniu, zwanym Pokojem Życzeń. Dziewczyna uważała teraz, że to najodpowiedniejsze miejsce na spotkanie, ale potrzebowała pomocy Anny, ponieważ niebieskooka nie wyjawiła jak się tam dostać, tym samym musieli ją wtajemniczyć w sprawy Strażników. Nagle zobaczyła rudego chłopaka z szalikiem w czerwono-złotych kolorach. Kierował się w jej stronę. Nie wyglądał na takiego, który jest miły dla Ślizgonów, ale był jedyną opcją.
-Hej, umm, możesz zawołać pewną osobę? - zapytała nieśmiało.
 Chłopak zatrzymał się, zmierzył ją wzrokiem pełnym pogardy i odparł:
-Nie jestem twoim sługusem. - po czym spojrzał na nią z wyższością i odszedł.
 Więc nawet nie zamierza wejść, bo ja tu jestem? Świetnie, a myślałam, że to Slytherin jest domem wywyższających się osób - pomyślała i westchnęła. Pozostało jej dalej czekać, aż ktoś zechce przyjść i okaże się milszym niż ten poprzedni.
-Pampania Paptinum... - wymamrotała przypominając sobie, jak pewna Gryfonka mówiła to do Meridy.
Obraz uchylił się. Stała chwilę w miejscu, zaskoczona. A więc to jest hasło? - pomyślała, i już miała przejść, kiedy zobaczyła uśmiechniętą głowę Anny.
-Cześć, Toothi! - "Toothi?" - zdziwiła się dziewczyna, ale uśmiechnęła się. - Akurat przechodziłam i usłyszałam twój głos, jak rozmawiałaś z kimś. Pomyślałam, że może chcesz coś ode mnie, więc wyszłam. - "Czyli jednak hasło jest inne." - stwierdziła czarnowłosa.
-Chciałabym cię o coś poprosić. - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem Tooth.
-Ależ oczywiście! - zawołała radośnie Ania.
-Ale na osobności. To bardzo ważne. - dodała cicho Strażniczka.
 Księżniczka pokiwała głową i po chwili stanęła obok niej. Ruszyły przed siebie. Poczekały aż zostaną same na korytarzu i fioletowooka zaczęła:
-Posłuchaj, chodzi mi o ten Pokój Życzeń, o którym mi mówiłaś kilka dni temu. Chodzi o to, że potrzebuję go. Mogłabyś mi pokazać, jak się do niego dostać?
-No pewnie! Chodź na siódme piętro. - odpowiedziała i zaczęła energicznie wbiegać po schodach coraz wyżej.

***

Jack cały spocony oparł się o ścianę. Trochę to dziwne było dla niego, ponieważ wcześniej nigdy się nie pocił, jego moc go ochładzała. Czuł się nieswojo, ale nikt go nie widział. Spojrzał w małe lusterko wiszące obok materaca. Zauważył brązowy kosmyk, którego widział na początku, ale stwierdził, że coraz więcej jego włosów zmienia kolor. Był już zupełnie spokojny, całą swoją złość wyładował na ćwiczeniach. Zdał sobie sprawę, że musi przeprosić Tooth, chciała dobrze, a on na nią naskoczył. Wciągnął głęboko powietrze i kaszlnął. Nie był przyzwyczajony do tego zapachu. Postanowił, że najpierw weźmie prysznic, a potem poszuka swojej dziewczyny. Spojrzał na siebie. Miał tylko brązowe rurki. Niebieska bluza, pod którą nic nie nosił, leżała na ławce. Nie mógł wyjść stąd tak ubrany, ale nie chciał by ubranie pachniało potem. Rozglądnął się. Jego spojrzenie zatrzymało się na drzwiach, których do tej pory nie zauważył. Bez zastanowienia wszedł tam. Była to mała łazienka, ale posiadała wszystko co powinna. Ściągnął spodnie i wszedł pod prysznic. Chwilę później wyszedł, wytarł się i owinął ręcznikiem wokół pasa. Woda zmoczyła mu spodnie, więc chciał je wysuszyć za pomocą różdżki. Kiedy znalazł się przy bluzie, drzwi się otworzyły. Przestraszony Jack puścił ubranie i odskoczył do tyłu, próbując przytrzymać zsuwający się ręcznik, aby dwie dziewczyny stojące w drzwiach nie zobaczyły tego czego nie powinny.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

Elsa usiadła na łóżku. Kiedy myślała o Jack'u, ogarniał ją niepokój i chęć natychmiastowego wyruszenia na poszukiwania. Niestety, nie wiedziała, gdzie może się znajdować. Nie było go już od dłuższego czasu. Dyrektor odwołał tymczasowo lekcje wszystkim klasom oprócz piątej, szóstej i siódmej. Niektórzy byli zadowoleni z tego powodu, ale większość się niepokoiła. Jeszcze nigdy nie było takiego zdarzenia w Hogwarcie. Nauczyciele robili wszystko, aby go znaleźć, lecz na marne. Najbardziej przeżywała zniknięcie Jack'a Tooth, jego dziewczyna. Nie robiła nic innego tylko cały czas płakała, na chwilę zasypiała, lecz zawsze miała koszmary o śmierci jej ukochanego, budziła się i znów płakała. Elsa i ich współlokatorka, Susanne, próbowały ją pocieszać, lecz nie wychodziło. Blondynkę wyrwał z zamyślenia głośny szloch czarnowłosej. Dziewczyna podeszła do niej i usiadła w nogach jej łóżka, na którym leżała. Przybliżyła się i delikatnie pogłaskała ją po głowie. Tooth powoli odwróciła głowę i spojrzała na Elsę zapłakanymi oczami. Po chwili rzuciła się jej w objęcia i dalej płakała.
-Spokojnie, Tooth, odnajdą go. Już niedługo. - wyszeptała.
-Skąd możesz wiedzieć? A jeśli on się nie znajdzie. Albo znajdzie, martwy? - odparła dziewczyna i kontynuowała szlochanie.
-Jestem pewna, że żyje. - odpowiedziała Elsa, po czym obie zamilkły.

***

Jack kurczowo trzymał się rąk Jace'a. Wisiał nad głęboką przepaścią. Gdyby w nią wpadł, nie przeżyłby, zarówno on, jak i jego wróg wiedzieli o tym. Bez różdżki i laski, lub chociaż jej odłamków, był zdany na łaskę diabła. Diabła, demona? Jack nie wiedział jak go nazywać i do jakiej grupy określić. O czarnowłosym nie wiedział prawie nic, Jace przeciwnie, posiadał dużą wiedzę na jego temat. Białowłosy mocniej chwycił się ręki zielonookiego, podczas gdy tamten powoli go puszczał. W ostatniej chwili diabeł się chyba jednak rozmyślił i wciągnął chłopaka z powrotem, puszczając na ziemię.
-Nie chcę, abyś źle o mnie myślał - zaczął Jace.
Jack prychnął. Roześmiałby mu się w twarz, jednak wolał do końca wysłuchać chłopaka.
-Staram się tylko porządnie ci wytłumaczyć, jakie są moje intencje. - kontynuował czarnowłosy.
-Intencje twoje, czy Mroka? - warknął białowłosy.
Zielonooki gwałtownie przybliżył swoją twarz do Jack'a.
-Nie kpij sobie ze mnie. Zapamiętaj sobie, że bez mojej pomocy, nawet z różdżką i tą swoją laską możesz szukać przez wieki, a Hogwartu nie znajdziesz. - oddalił się i uśmiechnął kpiąco. - No, w końcu jesteś nieśmiertelny, czy tak? To czasu ci na pewno nie zabraknie.
Jack zacisnął zęby i rzucił się na Jace'a, ale tamten zrobił krok w bok i Frost wylądował na ziemi. Zielonooki zachichotał złośliwie, po czym stanął nad nim z surowszą miną. Kiedy białowłosy wstał i się odwrócił, czarnowłosy kontynuował.
-Słuchaj, Frost. Nie mam zamiary tracić na ciebie cennego czasu, więc będę się streszczać. Hmm, może zacznijmy tak. Nie męczy cię to, że jako jedyny w szkole jesteś obdarzony czymś więcej niż magią, dzięki której można cię uznać za czarodzieja? Jesteś wyjątkowy, Jack. Myślisz, że ktoś to zauważył albo docenił? Nie. Dla innych jesteś tylko przeciętnym czarodziejem i śnieżnym bałwanem. Nie zrobiłeś niczego szczególnego, więc nikt nie traktuje cię szczególnie. A powiedz, ile masz przyjaciół? Wymień ich.
-Flynn Rider, Czkawka Haddock, Tooth Fairy, Merida Dunbroch, Roszpunka z Labbon, Kristoff Ice, Elsa i Anna z Arendale, Astrid Rivera. - wymruczał niebieskooki, zastanawiając się nad słowami ogoniastego.
-Ach tak. No, ale przecież z tego co wiem, to Astrid, Anna, Kristoff i Elsa nie zaliczają się do tej grupy. Zacznijmy od Roszpunki. Piękna blondynka z kilkametrowymi włosami. Ile słów zdążyłeś z nią zamienić? Pamiętaj, co było w pociągu. Ona się ciebie boi, tak? To samo Czkawka. Więc jak mogą być twoimi przyjaciółmi? Wymieniłeś jeszcze Meridę. Waleczna dziewczyna, to prawda, ale czy prawdomówna? Przecież Ślizgoni i Gryfoni to najwięksi wrogowie. Coś tu śmierdzi, nie uważasz? A ta śliczna Tooth? Strażniczka Wspomnień, racja? A może ona cię nie kocha? Może chce spędzać z tobą tyle czasu, żebyś nie zrobił nic głupiego? Tylko pomyśl, dopiero teraz jej uczucie się pojawiło. To podejrzane. No i został Flynn, złodziejaszek jakich wiele. Skoro okradł już tyle osób, to może okraść i ciebie. Nie pomyślałeś, czy mu może zależeć na tej twojej lasce. Dla ciebie to codzienność, ale dla niego ta moc ukryta w niej jest niesamowita. Jak myślisz? Czy tak może być?
Jack zaczął się zastanawiać nad jego słowami. A może on faktycznie miał rację? Może wszyscy się cieszą ze zniknięcia chłopaka? Frost nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony uważał, że Jace kłamie i tylko chce, aby opuścił Hogwart i przyłączył się do niego i Mroka. Jednak z drugiej strony napadały go wątpliwości, że to co diabeł powiedział jest prawdą. Zielonooki tak trafnie dobierał słowa, że być może nieświadomie lub wiedząc jak to się odciśnie na psychice białowłosego, przedstawił mu tezę, która wydała się bardzo prawdopodobna. Chłopak potrząsnął głową od natłoku myśli. Spojrzał na Jace'a. Jego twarz była kamienna, jakby się domyślał, że Jack będzie próbował odczytać uczucia z jego mimiki i tym samym rozwiać wątpliwości, które go nachodziły z każdym słowem czarnowłosego.
-Natomiast Mrok podziwia i docenia twoje szczególne zdolności. Bardzo mu się przydasz i oczywiście dostaniesz sowitą nagrodę za przysługi. Nie będzie od ciebie wiele wymagał. Wystarczy, że tylko się do niego przyłączysz, a błyskawicznie zobaczysz, że współpraca z nim, z nami, jest wygodniejsza i przynosi większe korzyści niż taka przyjaźń z tymi...
-Nie kończ! - warknął niebieskooki. - Lepiej zaprowadź mnie z powrotem do Hogwartu.
-Nie będziesz mi rozkazywał. Poza tym i tak już miałem zamiar cię tam odstawić. Wysłuchałeś wszystkiego co miałem ci do powiedzenia. Masz. - oddał mu przepołowioną laskę i różdżkę. - Leć w stronę wschodnią, a gdy miniesz jezioro, skręć na południe i po 20 minutach powinieneś być na znajomych terenach.
Jack stał i patrzył jak Jace zamienia się w kruka z takimi samymi jaskrawozielonymi oczami i, kracząc, odlatuje w sobie tylko znanym kierunku.

***

Anna przechodziła właśnie koło wejścia do szkoły. Zastanawiała się gdzie Jack mógł się podziać. Wtem otworzyły się drzwi. Przestraszona dziewczyna podskoczyła i odwróciła się w tamtą stronę. Ujrzała brudnego, poszarpanego i zmęczonego Frosta.
-Jack! Nic ci nie jest? Och, oczywiście, że jest! - zaczęła podchodząc do niego.
Chłopak był jeszcze bledszy niż zwykle i wyglądał naprawdę marnie.
-Co się stało? - spytała Anna.
Białowłosy nie odpowiedział tylko zemdlał prosto na nią. Cudem utrzymała równowagę. Położyła go na ziemi i rozpięła koszulę. Wykonała 30 uciśnięć. Już miała przystępować do zetknięcia się jej ust z jego w celu wpuszczenia mu do gardła powietrza, ale cofnęła się. Nie, tego nie zrobi. Dziwnie by to wyglądało. Ale tu chodzi o jego życie! Ponownie się zbliżyła i wykonała dwa jej wydechy, a jego wdechy. Zaczęła znowu uciskać klatkę piersiową chłopaka. Powoli opadała z sił, a nikogo nie było w pobliżu. Znajdowała się przecież przy wyjściu, klasy piąte, szóste i siódme miały lekcje na dworze, a reszta siedziała w swoich dormitoriach. Ci nauczyciele, którzy nie mieli lekcji, byli na poszukiwaniach Jack'a. Została tylko pielęgniarka, pani Lourette, która właśnie ucinała sobie drzemkę, a miała mocny sen. Wtem spostrzegła na końcu korytarza Ślizgonkę Susanne McCallar. Zaczęła ją wołać. Dziewczyna usłyszała i podbiegła do niej. 
-Co się stało? O mój Boże, Jack! - krzyknęła brunetka.
-Uspokój się! Musisz go reanimować, ja biegnę po pomoc. - powiedziała rudowłosa wstając. - Jakie jest hasło do waszego dormitorium?
-Zmiażdżona czaszka. - wymamrotała Susanne pomiędzy jednym a drugim wdechem do ust chłopaka.
Anna pobiegła najszybciej jak mogła do lochów. Po kilku minutach stanęła przed obrazem starego dziada.
-Hasło! - rzucił wrednym głosem starzec łypiąc na nią okiem.
-Zmiażdżona czaszka. - odparła, po czym weszła od razu, gdy obraz się odsunął.
W środku było pełno Ślizgonów. Dziewczyna szukała wzrokiem Elsę i Tooth, ale nie spostrzegła ich. Za to zobaczyła Flynn'a wygrywającego potyczkę na rękę z drugoroczniakiem. Podbiegła do niego.
-Flynn, musisz mi pomóc. - powiedziała.
-Anna! Co ty tu robisz? - zapytał rozkojarzony brunet.
-No właśnie, ty czerwony pchlarzu. Zabieraj się stąd! - wrzasnął chłopak, z którym Flynn wygrał.
-Nie ma czasu! Gdzie Elsa i Tooth? - dziewczyna zignorowała blondyna.
-W pokoju dziewczyn. - odparł wskazując ręką właściwe drzwi.
-Chodź ze mną. - pociagnęła go za rękaw.
Chłopak posłusznie poszedł za nią. Dziewczyna wpadła do sypialni jak burza. Elsa i Tooth odwróciły się zaskoczone.
-Stało sie coś, Aniu? - spytała blondynka.
-Jack... wrócił... - wydyszała siostra.
-Wrócił? Gdzie on jest? - wykrzyknęła czarnowłosa.
-Za mną! Szybko! 
Całą drogę do wyjścia przebiegli. Anna w połowie drogi zupełnie opadła z sił. Flynn, widząc to, wziął ją na ręce i starał się dotrzymać kroku Ślizgonkom. Po kilku minutach znaleźli się przy nich. Jack zdążył się ocknąć, jednak nie miał siły wstać. Obok niego siedziała Susanne wyczerpana od reanimacji. Tooth rzuciła się na chłopaka, mocno go do siebie przytuliła i zaczęła płakać.

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 5

"ZAGINIONY CHŁOPAK
Drugiego września w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zaginął chłopak o charakterystycznych białych włosach, Jack Frost. Jak twierdzą świadkowie wyskoczył z okna za swoim złamanym kijem i wpadł do wody. Istniało prawdopodobieństwo, że się utopił.
-Przeszukaliśmy całe jezioro i jego okolice. Po chłopaku ani śladu! - mówi dyrektor szkoły, profesor Rufus MittRandalph. - To niemożliwe, aby sam wyszedł z wody. Ktoś musiał go tam znaleźć.
Tylko kto i w jakim celu miałby czatować w krzakach, aż ktoś wypadnie z okna, aby go uratować? Tylko w ten sposób można było z zewnątrz zauważyć to zdarzenie. Jeszcze kilka lat temu odpowiedź byłaby prosta. Tylko Lord Voldemort byłby do tego zdolny, lecz po jego śmierci śmierciożercy przeszli na naszą stronę. Żeby bardziej zagłębić się w tą sprawę, przeprowadziłam wywiad z trzema osobami, które były na miejscu zdarzenia: profesor Glover, nauczycielka Transmutacji; Tooth Fairy, dziewczyna Jack'a; Elsa z Arendale, siedząca z nim w jednej ławce.

Ja: Dzień dobry, pani profesor. Czy mogłaby pani od początku opowiedzieć co się działo na lekcji?
Profesor Glover: Otóż była lekcja Transmutacji. Usadziłam Jack'a w ostatniej ławce razem z inną Ślizgonką. Chłopak rozrabiał więc musiałam odebrać mu kij, z którym cały czas chodził.
Ja: Jakieś szczegóły na temat tego kija?
Profesor Glover: Nie mam pojęcia, po co mu on był. Może jakieś przyzwyczajenia?
Ja: Proszę kontynuować.
Profesor Glover: Odebranie tej laski nie pomogło. Chwilę później usłyszałam jak gadał więc ze złości przełamałam kija na pół i wyrzuciłam przez okno. Sądziłam, że to zwykły, niepotrzebny patyk i na nim nie zrobi różnicy kiedy się go pozbędzie. Jednak w chwili złamania, zrobił się przeraźliwie blady, złapał się za serce, potem za głowę, a w jego oczach wymalował się wyraz bólu. Spadł z krzesła, a jak ujrzał, że wyrzucam ten badyl przez okno natychmiast wyskoczył za nim. 
Ja: Mówił coś przy tym?
Profesor Glover: Nie, nic się nie odzywał. Cała klasa była przestraszona. Wszyscy podbiegli do okien i śledzili go. W locie Jack chwycił jedną połowę kija i próbował dosięgnąć drugą, ale nie wystarczyło mu czasu, bo wpadł do rzeki. Uczniowie natychmiast zbiegli nad wodę i wołali go. Niektórzy wchodzili do wody i nurkowali, ale woda stała się lodowata, chociaż wcześniej taka nie była. Na powierzchni uformował się lód.
Ja: Lód? Jak?
Profesor Glover: Nikt tego nie wie. Ale wszyscy mogą potwierdzić, że tak było. Zbiegła się cała szkoła, nauczyciele rozbijali lód i dzięki użyciu zaklęcia "Bąblogłowy" mogli przeszukać cały obszar, lecz po chłopaku nie bylo śladu.
Ja: To bardzo tajemnicze. Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.


Ja: Witaj, moja droga. Przedstaw się.
Tooth Fairy: Nazywam się Tooth Fairy i jestem dziewczyną Jack'a Frosta.
Ja: Jak długo się znacie i ile ze sobą chodzicie?
Tooth Fairy: Znamy się dość długo, a chodzimy od paru dni.
Ja: Czy mówił ci jakie znaczenie miała dla niego laska?
Tooth Fairy: Nie musiał, ja już wiedziałam. Ten niepozorny kij bardzo wiele dla niego znaczy. Bez niego jest po prostu bezsilny.
Ja: Jakaś wytwórnia energii?
Tooth Fairy: Możliwe. 
Ja: A co się dzieje po jej złamaniu?
Tooth Fairy: Cóż, ogarnia go niesamowity ból i nie jest w stanie nic zrobić.
Ja: Więc umarł?
Tooth Fairy: Nie, da się tą laskę połączyć.
Ja: W jaki sposób?
Tooth Fairy: Nic więcej nie zdradzę. Nie mogę tego mówić bez jego zgody.
Ja: A jeśli od tych informacji zależeć będą losy świata?
Tooth Fairy: Gdyby chciał, to sam by powiedział.
Ja: Cóż, w takim razie dziękuję za rozmowę i do widzenia.


Ja: Dzień dobry. Proszę się przedstawić, młoda damo.
Elsa: Jestem Elsa, księżniczka Arendale.
Ja: Co możesz powiedzieć o Jack'u Froście?
Elsa: Cóż, w sumie go nie znam. Widzieliśmy się może 4 razy. Raz w pociągu, w Wielkiej Sali, potem w dormitorium i na koniec na lekcji.
Ja: Czy zaobserwowałaś u niego jakieś dziwne zachowanie?
Elsa: Dziwne zachowanie? Nie przypominam sobie. Chociaż zauważyłam zmianę wyglądu. 
Ja: Mów dokładniej.
Elsa: Kiedy pierwszy raz go ujrzałam, miał brązowe oczy i włosy, a potem już w Wielkiej Sali niebieskie oczy i białe włosy. To trochę dziwne.
Ja: Faktycznie, ale wróćmy do tego zdarzenia. Co robił podczas lekcji?
Elsa: Chciał pożyczyć rolkę pergaminu, bo nie miał. Dałam mu, a kiedy podziękował, pani profesor zauważyła, że coś mówił i odebrała mu kij. Za drugim razem ktoś go wołał. Najpierw myślał, że ja, potem to zignorował, a później odsunął krzesło do tyłu i spytał do jakiegoś Ślizgona: "Co chcesz?" I wtedy profesor Glover nie wytrzymała, przełamała kij na pół i wyrzuciła przez okno. Myślałam, że po prostu dalej będzie sobie siedział, ale zrobił się strasznie blady i wyglądał jakby go coś bolało.
Ja: A później wyskoczył za laską?
Elsa: Dokładnie, resztkami sił. Naprawdę się przestraszyłam, inni zresztą też.
Ja: Nie podejrzewasz czegoś związanego z tą laską?
Elsa: Nie, po prostu chodził sobie z nią. Jak dla mnie nic dziwnego, każdy ma swoje przyzwyczajenia, ale żeby za nią wyskakiwać?
Ja: I umierać.
Elsa: To nie jest pewne. Może się uratował? Mam taką nadzieję. 
Ja: Ja również. No to dziękuję za rozmowę. Do widzenia."

Roszpunka zakończyła czytanie i położyła gazetę na stole. Zebrani wokół niej Elsa, Anna, Czkawka, Merida, Flynn, Tooth i Kristoff patrzyli na nią z niedowierzaniem. Czarnowłosa miała łzy w oczach, siedziała przytulona do Meridy i wypłakiwała jej się w rękaw.
-Przecież to niemożliwe żeby nie znaleźli ciała. - powiedział Flynn.
-Przestań Rider! Nie widzisz w jakim ona jest stanie? Naprawdę uważasz, że on nie żyje? - warknęła Anna patrząc ze współczuciem na Tooth.
-Nie mówię, że od razu jest martwy. A może po prostu uciekł? - burknął szatyn.
-Ciekawe czemu? - spytała Merida z uniesioną jedną brwią.
-Bo na przykład miał dość swojej ee.... dziewczyny? - palnął Flynn.
Tooth spojrzała na niego, przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, a kiedy Rider wzruszył ramionami, czarnowłosa zaniosła się jeszcze większym płaczem i ukryła twarz w rękawie rudowłosej.
-Wielkie dzięki, Flynn, naprawdę ją pocieszyłeś. Super z ciebie przyjaciel. - warknęła Merida.
-Hola, hola, kto niby powiedział, że jestem jej przyjacielem? Albo Jack'a? Albo któregokolwiek z was? - obruszył się chłopak. - No chyba nie ja, prawda blondie? - mówiąc to zarzucił rękę na ramiona złotowłosej.
-Roszpunka. - poprawiła go dziewczyna strzepując jego dłoń ze swojego ramienia.
-Na zdrowie. - uśmiechnął się do niej i poszedł do Victor'a i Matthew'a, grających w szachy czarodziejów.
-Jak on mnie denerwuje. Doprawdy nie wiem jak wy możecie się z nim przyjaźnić. - Roszpunka zwróciła się do Anny i Elsy.
-Cóż... - zaczęła młodsza, ale jej siostra wymierzyła jej kuksańca w rękę i spojrzała na nią znacząco, wiec zakaszlała i umilkła.
-Co macie teraz? - zmieniła temat Astrid.
-Obrona przed czarną magią. - odpowiedziała lekko znudzonym głosem Anna.
-My też. - zawołał radośnie Kristoff.
-Ja, Tooth i Elsa mamy wolny czas. - powiedziała wesoło Roszpunka.
-No to my już pójdziemy. Za 5 minut zaczyna się lekcja. - stwierdził Czkawka wstając z krzesła i pociągając w górę Astrid.
-To cześć! - zawołały Merida i Anna odchodząc powoli od stołu.
Zaraz za nimi poszli Czkawka, Astrid i Kristoff.
-No to zostałyśmy we trójkę. - stwierdziła Tooth wtulając się, z braku Meridy, w Roszpunkę.

***

Jack gwałtownie odetchnął świeżym powietrzem. Przez chwilę nie miał sił żeby otworzyć oczu, lecz po paru minutach leżenia, uchylił jedną powiekę.
-Gdzie ja jestem? - wymruczał do siebie. - Przecież to nie Hogwart.
Nagle podniósł się do pozycji siedzącej z szeroko otworzonymi oczami. Właśnie sobie uświadomił co powiedział. "Skoro to nie Hogwart. - pomyślał rozglądając się wokół. - To co to jest?"
-Moja laska! - krzyknął, macając miejsce obok niego.
Szybko wstał i dokładniej obejrzał miejsce, w którym się aktualnie znajdował. Był w ciemnej i dość dużej jaskini. Nie była głęboka, miała może 8 metrów wgłąb skały. Szeroka na 5 metrów, wysoka na 4. Szedł powoli coraz głębiej, rozglądając się za kijem i zastanawiając się, jak tu trafił. Kiedy doszedł do końca, odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku, aż dotarł do wyjścia. Znajdował się na małym placu bez trawy, którego otaczał bardzo gęsty las. Na środku stał stos patyków palących się w ogniu na samych czubkach. Ten ogień był dziwny. Niby normalny, pomarańczowo-żółto-czerwony, ale rzucał zielonkawe światło dookoła. Chłopak podszedł bliżej uważnie przyglądając się patykom. Odetchnął z ulgą, kiedy nie znalazł nic takiego. Było mu trochę chłodniej niż zwykle, to znaczyło, że nie chroni go przed zimnem moc laski. Gdyby kij się palił, poczułby gorąco. Chwilę siedział znudzony przy ognisku i myślał jak wrócić do szkoły, gdy usłyszał za sobą cichy szelest. Od razu zerwał się z miejsca i obrócił głowę. Z krzaków wyszedł pewien przystojny młodzieniec, mniej więcej w wieku Jack'a lub trochę starszy. Trzymał w rękach stosik gałęzi, więc białowłosy był pewny, że to on go uratował i tu przytargał.
-Ooo, w końcu się obudziłeś. - odezwał się przybysz.
Głos miał lekko zachrypnięty, wiele dziewczyn stwierdziłoby, że seksowny. Jack szybko odrzucił tę myśl od siebie. Przecież był chłopakiem, interesowała go tylko płeć przeciwna. Opanował się, wziął głęboki wdech i ponownie spojrzał na chłopaka.
-Kim jesteś? - wysyczał.
Nie znał go i nie miał zamiaru okazywać mu wdzięczności, choć uratował mu życie. Ze złamaną laską Jack'a można było zabić normalnie, jak każdego człowieka.
-Może trochę grzeczniej, w końcu cię uratowałem. - warknął przybysz i podszedł bliżej.
Teraz Jack mógł zobaczyć jak wygląda. Miał czarne, zmierzwione włosy, szarawą cerę i jaskrawozielone oczy. Ubrany był w szarą bluzkę z czarnymi rękawami. Na nogach miał czarne spodnie. Zamiast stóp miał łapy z ostro zakończonymi, również intensywnie zielonymi pazurami. Dopiero po chwili spostrzegł, że posiada ogon, świecący się na jaskrawą zieleń i zakończony odwróconym "sercem". Kiedy się uśmiechnął, Frost spostrzegł dwa ostre kły, jak u wampira, ale miał pewność, że nim nie jest. "To z pewnością nie człowiek, ale jeśli tak, to co?" - pomyślał.
-Nazywam się Jace, syn Belzebuba. - przedstawił się czarnowłosy ze złośliwym uśmiechem.
Syn Belzebuba? To jasne. Diabeł, Jack mógł się tego spodziewać.
-W normalnym wypadku oczekiwałbym żebyś się przedstawił, a jak nie, to bym cię po prostu zamordował, ale... jesteś mi potrzebny i... można powiedzieć, że cię znam. - kontynuował Jace zaczynając krążyć dookoła niego z rękami splecionymi z tyłu.
Jack cały czas go obserwował nie ruszając się z miejsca. Nie wiedział do czego ten gatunek jest zdolny i wolał być ostrożny. Chłopak jednak na razie nie wzbudzał żadnych podejrzeń w swoim zachowaniu. Przystanął. Frost przyglądał mu się spode łba. Uśmiech zniknął czarnowłosemu z ust, a on wyciągnął rękę i wykonał ruch jakby coś zaciskał. Jakaś niewidzialna siła zacisnęła się Jack'owi na szyi i uniosła pół metra nad ziemię. Chłopak złapał za swoją szyję i próbował się uwolnić. Na wąskich ustach Jace'a pojawił się złośliwy uśmiech. Po chwili go puścił. Frost spadł na piasek i zaczął szukać po kieszeniach swojej różdżki.
-Och, tego szukasz? - Zielonooki wyciągnął spod bluzki własność białowłosego. - Myślisz, że jestem aż tak głupi, aby dawać ci jakieś szanse na ucieczkę? To byłaby niepotrzebna strata czasu i energii, a w ostatnich czasach nie mam jej w nadmiarze. Tobie też by się przydał relaks. Ach, zapomniałem. Przecież wasza szkoła nie oferuje.... zaraz, jak to się mówi? A, no tak, SPA.
-Czego chcesz? - burknął Jack wstając z ziemi.
-Hmm, powiedzmy, że współpracuję z Mrokiem. A czego Mrok od ciebie chciał?
-Żebym do niego dołączył. - syknął Strażnik Zabawy przypominając sobie tamto zdarzenie.
-No właśnie. Ja na razie jestem tylko chłopcem na posyłki. Informuję was obydwóch o wyborach przeciwnika. Jaka jest twoja odpowiedź? - spojrzał na Jack'a jakby był pijany i lekko się zachwiał.
-Nigdy! - Frost sypnął piaskiem w czarnowłosego i rzucił się do ucieczki.
Zdenerwowany Jace otarł twarz, zgiął się w pół, a z jego pleców wyrosły olbrzymie czarne skrzydła, wyglądające jak zrobione z dymu. Wzleciał w powietrze i bystrym wzrokiem szybko odnalazł uciekiniera. Jack biegł ile sił w płucach. Miał nadzieję, że uda mu się gdzieś ukryć, przynajmniej do momentu, aż odzyska różdżkę, bądź laskę. Nagle przed nim wylądował duży kruk. Białowłosy zatrzymał się. Ptak w jednej chwili przeistoczył się w chłopaka.
-Złe posunięcie, Frost. - warknął z uśmiechem, podchodząc do niego. - Bardzo złe.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 4

----Następnego dnia----

Jack'a obudziły krzyki i kłótnie chłopaków śpiących z nim w jednym pokoju. Przetarł i otworzył oczy. Ziewnął i usiadł na łóżku, chcąc się dowiedzieć, co się stało. Dwóch chłopaków wrzeszczało na siebie tak, że nie można było ich zrozumieć, w końcu doszło do bójki. Trzeci próbował ich rozdzielić i w końcu sam się w to wciągnął.
-Błagam was, nie możecie iść gdzie indziej się bić? Tu ktoś chce spać! - zawołał do nich i ponownie ziewnął
-Ej, panie ładny, czas już wstawać. - odparł Flynn, który okazał się być jednym z bijących się. - Jedna natrętna się o ciebie pytała. Była tu już z 10 razy. Pewnie dlatego, że też jest ze Slytherinu i ma blisko.
-Zapewne Tooth.
-Tooth? Hahahah, niezłe imię.
Rozległ się chichot wśród chłopaków.
-To, że ona przyszła do ciebie, nie do mnie, to ci wybaczam. Ale, że nawet Elsa tu była i wpatrywała się w ciebie jak spałeś, to nie do pomyślenia.
-Co? Elsa? Ona tu była? Kiedy? Dawno? Po co? Co mówiła? - Jack wyskoczył z łóżka i podszedł szybko do Flynn'a.
-Patrz, jak się napalił. - zawołał Victor, który rozdzielał Flynn'a i Matthew'a.
-Stary, to był żart z tą Elsą. Jak zauważyłem, tylko tym dziewczynom poświęcałeś jakąkolwiek uwagę, no może oprócz Roszpunki i Meridy, ale one są przecież z innych domów i teraz już wiem, która ci się podoba.
-Och, doprawdy? A wiesz, że Tooth to moja dziewczyna? - Jack posłał mu arogancki uśmiech.
Flynn'a lekko zatkało. Stał w miejscu, patrzył w podłogę szeroko otwartymi oczami i milczał. Zapewne nad czymś intensywnie myślał. Jack podszedł do swojej walizki i wyciągnął mundurek szkolny.
-To jak się namyślisz, to mi powiedz co mówiła. A ja idę się za ten czas ubrać. - spostrzegł, że każdy już miał mundurek szkolny na sobie.
Flynn miał koszulę w połowie rozpiętą, krawat nieumiejetnie zawiązany i szatę. No i spodnie i buty. Matthew był w podobnym stanie, tylko pozbawiony szaty, która została podczas bójki strzelona gdzieś w kąt. Z kolei Victor miał zapiętą koszulę, poprawnie zawiązany krawat, na to jeszcze szary sweter bez rękawów i dopiero szata. Jack pokierował swoje kroki do łazienki. Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu białowłosy ubrał koszulę nie zapinając jej do końca. Stwierdził, że oszczędzi sobie zawiązywania krawatu i po prostu przełożył go pod kołnierzykiem i pozwolił zwisać po obu stronach. Założył spodnie. Chwilę się zastanawiał, czy ubrać buty, ale w końcu je założył, nie chcąc chodzić boso i narazić swój dom na minusowe punkty. Na pewno by się znalazło kilku takich, którym by jego brak obuwia szczególnie przeszkadzał. Ubrał sweter, ale od razu go ściągnął i odrzucił w kąt. To samo zrobił z szatą, w której było mu gorąco. Umył zęby i spróbował ułożyć włosy, ale po kilku nieudanych próbach w końcu się poddał i zostawił je rozczochrane. Nie wyglądał źle. Zebrał swoje rzeczy i wyszedł z łazienki. Natychmiast na jego ramieniu uwiesiła się pewna czarnowłosa dziewczyna, która przez innych mogłaby być uznana za słodką i atrakcyjną, ale dla niego była jak natrętna mucha, lecz niestety ta mucha była jego dziewczyną.
-Jack! Byłam tu już tyle razy, a ty ciągle spałeś i spałeś. Tak słodko wyglądałeś, że nie chciałam cię budzić. - oderwała się od jego ramienia, pozwalając aby włożył piżamę, szatę i sweter do walizki, a gdy się odwrócił przodem do niej, pocałowała go.
Chłopaki zaczęli gwizdać i klaskać. Jack na początku chciał się od razu wyrwać, lecz w końcu odwzajemnił pocałunek i po kilku sekundach się oderwał. Tooth wtuliła się do niego. Chłopak spojrzał na drzwi. W nich stała Elsa. Patrzyła zaskoczona na ich obydwoje, po chwili przeniosła wzrok na Flynn'a.
-Cześć Flynn, Victor, Matthew, Tooth i... - spojrzała na białowłosego znacząco.
-Jack. - uśmiechnął się do niej, co najwyraźniej nie spodobało się czarnowłosej, bo pociągnęła go lekko za ramię.
-Jack. - syknęła cicho.
-No co? - szepnął właściciel tego imienia.
Ciemna blondynka odpowiedziała pięknym uśmiechem i zwróciła się do Flynn'a.
-Idziemy? Anna już czeka. Pierwszą lekcję mamy z Gryfonami.
-Świetnie. Chodźcie, chłopaki. I wy, zakochana parko. - chłopak zachichotał.
Jack posłał mu mordercze spojrzenie, a Tooth rozpromieniła się i pociągnęła go mocniej w stronę wyjścia, aby znaleźć się przed nimi. Uważała Elsę za potencjalne zagrożenie dla jej związku i wolała trzymać się z daleka od niej. Ale chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru tak szybko wychodzić, bo wyrwał się z jej objęcia i poszedł do reszty.
-No, Flynn. Co mówiła, jak tu przyszła? - zapytał zatrzymując się koło Elsy, ale zanim ona zdążyła go tam zauważyć, ruszył dalej ostatecznie idąc pomiędzy Flynn'em, a Victor'em.
-No, cały czas to samo. "Czy Jack śpi? Kiedy wreszcie wstanie? Czy już wstał? Kiedy on się w końcu obudzi? Pewnie śni o mnie. O Boże, co z niego za śpioch, ale i tak go kocham!" - odpowiedział Flynn cienkim głosem wymachując rękami w górze. - Całe szczęście, że tego nie słyszałeś. Ale na serio, ile można spać? Już myślałem, że się nie obudzisz, ale w końcu...
-Chyba to wy mnie obudziliście. Normalnie bym jeszcze spał. - warknął z wyrzutem Jack, wskazując swojej dziewczynie drzwi, co znaczyło, że ma wyjść.
Czarnowłosa westchnęła ze smutkiem i powlokła się do wyjścia, myśląc, że wzbudzi współczucie u białowłosego i pozwoli jej zostać jeszcze chwilę. Jednak on nie zareagował.
-Dobra, lepiej chodźmy, za 2 minuty zaczyna się pierwsza lekcja, to jest Transmutacja. Chyba nie chcecie się spóźnić. Ponoć profesor jest niezbyt miła dla spóźnialskich. - powiedział Victor, gdy znaleźli się w pokoju wspólnym, zmierzając powoli do obrazu.
-Daj spokój, Victor. Jedyną osobą, która się przemuje ocenami w tej grupie jest Elsa. - syknął Matthew i uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny.
Zielonooka odwzajemniła i pierwsza przeszła przez obraz. Za nią wyszedł Flynn, a potem Jack, Victor i Matthew. Nikogo nie było w lochach oprócz drobnej osóbki w rudych włosach związanych w dwa warkocze i ubraną w ten sam strój co starsza siostra tylko, że krawat był w kolorach Gryffindoru, a na szacie widniały czerwone elementy. Anna wtuliła się w siostrę stojąc na palcach.
-Co tak długo? - przytuliła Flynn'a, a do reszty pomachała i się uśmiechnęła. - Ty jesteś Jack, prawda? - spojrzała na białowłosego.
Chłopak przytaknął, patrząc na nią w oczekiwaniu. Rudowłosa podeszła do niego i zaczęła się kiwać na stopach z rękami splecionymi z tyłu. Chwilę mu się przypatrywała, aż w końcu się odezwała.
-Co zrobiłeś Tooth? - wypowiedziała to tak szybko, że Jack zrozumiał "są morele tu?".
-Nie ma? - odparł zaskoczony.
-Co? Ja się pytam "co zrobiłeś Tooth?" a ty mi mówisz, że nie ma? - zachichotała.
-Przepraszam, zrozumiałem co innego. A co do pytania to.... Co? Ja? A co miałem jej zrobić? Stało się coś?
-No, wypadła stąd jak burza mówiąc sama do siebie: "Nienawidzę Jack'a! Przeklęta Elsa! Już ja mu pokażę!". Pomyślałam, że coś jej zrobiłeś, wcześniej taka nie była.
-Aha, no cóż, to moja dzieczyna, która jest bardzo zazdrosna i ma bujną wyobraźnię. Ubzdurała sobie coś ze mną i Elsą w roli głównej i teraz się tego trzyma. Wścieka się kiedy tylko na nią spojrzę.
-Naprawdę? O Boże! To moja wina. To wszystko moja wina. - panikowała Elsa.
Flynn i Anna zaczęli ją uspokajać. Victor i Matthew odeszli gdzieś rozmawiając o czymś żywo, a Jack odszukał wzrokiem Meridę. Rozmawiała z dwiema dziewczynami. Jedna miała biało-fioletowe włosy, a druga czarno-czerwone. Podszedł do nich. Jasnowłosa właśnie opowiadała o... o nim?
-No mówię ci, że on farbował sobie włosy. To oczywiste. Są cudowne i takie białe, a przecież to nie może być naturalny kolor.
-Czekaj, czekaj, ty mówisz o Jack'u, tak? - wtrąciła się Merida, która zdążyła już zauważyć chichotającego białowłosego stojącego za dziewczynami.
-No pewnie, że tak. - przytaknęła fioletowowłosa.
-On jest taaaki przystojny. Chciałabym się z nim zapoznać. - westchnęła druga.
-To właśnie masz okazję. - dziewczyny popatrzyły na nią zdezorientowane, a Merida zaczęła się głośno śmiać i wskazała na chłopaka. - Stoi za wami. I mogę was zapewnić, że to słyszał.
Obydwie natychmiast odwróciły się i zaskoczone patrzyły na niego szeroko otwartymi oczami i ustami. Czarno-czerwonowłosa pierwsza odzyskała zimną krew.
-Yy... to jest... słyszałeś wszystko? - zapytała jeszcze lekko otumaniona szokiem.
-Mniej więcej. Dzięki, że uważasz, że jestem przystojny. Też cię z chęcią poznam. Może po lekcjach? - uśmiechnął się i ruszył w stronę Meridy.
Zatrzymał się blisko jasnowłosej, pochylił się i szepnął do jej ucha.
-O, mam naturalnie białe włosy. - dziewczyna spłonęła rumieńcem, a Jack zachichotał i podszedł do Meridy. - Naprawdę jestem taki przystojny?
-Yyy nie? Och, czy to nie Elsa? - zapytała wskazując palcem na dziewczynę.
Jack zbladł i przełknął ślinę. Nawet nie odwrócił się w jej stronę. Widziała go z jego dziewczyną i uważał, że nie ma u niej żadnych szans. Postanowił dać sobie z nią spokój, a chociaż spróbować zainteresować się Tooth. Opuścił rękę rudowłosej i rozejrzał się za fioletowooką.
-Hej, Jack. Przed chwilą ci ją wskazałam. Jest ta...
-Proszę, nie powtarzaj tego. Nie szukam jej, tylko Tooth. - wytłumaczył chłopak.
-Jestem, kochanie. - czarnowłosa podeszła do niego.
Nadal była obrażona na Jack'a, co widać było po jej minie. Białowłosy chwycił ją za policzki, przyciągnął do siebie i pocałował. Tooth na początku była zaskoczona lecz po chwili przymknęła oczy i oddała pocałunek. Oderwali się od siebie, gdy usłyszeli "Idzie!".
-Dzień dobry, dzieci. - przywitała się profesor.
-Dzień dobry, pani Grover. - odpowiedzieli chórem uczniowie.
Nauczycielka wpuściła ich do klasy. Ślizgoni i Gryfoni zaczęli się przepychać do ławek, ale profesor Grover ich wyprzedziła i stanęła przed nimi z wyciągniętą do przodu prawą ręką.
-Stop! Na mojej lekcji nie ma przepychanek. Sama was rozsadzę. Ty ciemnowłosy, tak ty, chodź tu. - wywołała Flynn'a. - Usiądziesz tam. - wskazała pierwszą ławkę.
Flynn powoli powlókł się do niej.
-Razem z nim usiądzie... oo ty z ognistymi włosami. - wskazała na Meridę.
Dziewczyna westchnęła i ruszyła do ławki znacznie żwawiej niż brunet.
-Za nimi będzie siedzieć... ty! I ty! - pokazała na Tooth i Kevin'a Jones'a, Gryfona. - Następnie wy! - wskazała na Elsę i Jacka. -Potem wy dwie ale już po drugiej stronie, później ty i ty. -pokazała kolejno na dziewczyny rozmawiające z Meridą zanim nadeszła nauczycielka, a potem na Annę i Victor'a.
Za nimi usiedli Matthew i Ślizgonka Susanne McCallar. To już byli wszyscy.
-Skoro już wszyscy siedzą, zaczynamy lekcję. A więc  jak wiecie Transmutacja polega na...
Jack nie słuchał nauczycielki. Spoglądał co chwilę na Elsę, która nie zauważyła tego, bo z uwagą słuchała profesor Grover. Stwierdził, że jest bardzo ładna, ale wiedział, że musi sobie z nią dać spokój. Nie miał u niej szans i poza tym miał dziewczynę. Spojrzał na Tooth. Również patrzyła na Grover. Wolałby z nią siedzieć niż z Elsą, o której chciał przecież zapomnieć. Dotarło do niego, że to niemożliwe, bo byli z tego samego domu.
-Proszę rozwinąć swoje pergaminy i zapisać takie zdanie. Podstawą...
-Pożyczysz trochę pergaminu? Zapomniałem wziąć. - zapytał chłopak.
-Jasne, trzymaj. - dziewczyna podała mu drugą rolkę.
-Dzięki. - uśmiechnął się do niej.
-Panie Frost! Czyżby pan pisał buzią? - zapytała lekko podenerwowana profesor.
Po sali rozległ się cichy chichot uczniów.
-Nie, pani profesor. - odpowiedział Jack. - Ale byłbym wdzięczny, gdyby mnie pani tego nauczyła.
Nauczycielka otworzyła szerzej oczy i umilkła. Elsa spojrzała na Jack'a ze zdziwieniem. Chłopak nie śmiał się jak reszta klasy. Po prostu patrzył na Glover, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem. To wystarczyło, aby profesor poczerwieniała i wyciągnęła różdżkę celując w jego stronę.
-Accio kij! - krzyknęła, a magiczna laska białowłosego znalazła się w jej ręce.
Uczniowie ucichli i patrzyli to na panią, to na Jack'a. Chłopak lekko się wystraszył, myślał, że to w niego wyceluje jakieś zaklęcie. Ale odebranie kija wcale nie było lepsze. Nauczycielka nie wiedziała co się stanie jeśli go złamie, a zrobi to jeśli ją wkurzy. Postanowił być już cicho i przez całą lekcję słuchać jej, aby jej znowu nie podpaść.
-Ej, Frost. - ktoś szepnął po drugiej stronie rzędu ławek.
Jack odwrócił głowę. Widział tylko pochyloną Elsę, która zapisywała dyktowane przez profesor zdania. "Nie, to nie mogła być Elsa." - stwierdził i zabrał się do odpisywania z jej pergaminu kolejnych słów.
-Frost. - szept się powtórzył, postanowił go jednak zignorować.
Gdy ta osoba zawołała go po raz trzeci, nie wytrzymał, rzucił pióro brudząc tym pergamin i odchylił krzesło spoglądając w tamtą stronę. Wołał go Matthew z chytrym uśmiechem na ustach.
-Czego chcesz? - szepnął białowłosy.
-Panie Frost! Dłużej powtarzać nie będę! - krzyknęła profesor Glover, chwyciła za kij, złamała go na pół i wyrzuciła przez otwarte okno.
Jack poczuł ogromny ból najpierw w sercu, później w głowie, a potem w całym ciele. Prawie zemdlał, resztkami sił podbiegł do okna i niewiele myśląc wyskoczył za laską. Chłopak miał dużo cięższą masę ciała od kija więc chwilę później znalazł się wystarczająco blisko, aby go złapać. Pod sobą ujrzał wodę. Chwycił jeden odłamek kija i próbował dosięgnąć drugiego ale nie dał rady. Był tak zdeterminowany żeby połączyć laskę, że nie zauważył jak wpadł do wody. Poczuł niemiłosierny ból i wypadające pół kija z jego ręki. Ogarnęła go ciemność.

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 3

Kiedy Jack się uspokoił, zauważył, że Roszpunka gdzieś zniknęła. Przypomniał sobie wyraz jej twarzy, gdy na nią naskoczył. Była przestraszona, po raz drugi się go bała. Potrząsnął głową i zacisnął zęby. Ona chciała mu pomóc, dała mu drugą szansę, a on tak ją potraktował. Warknął wściekły sam na siebie. Przechodzące obok 3 dziewczyny patrzyły na niego z lekkim przestrachem, ale i zachwytem. Białowłosy zerknął dyskretnie w ich kierunku. Szeptały o jego włosach. Odwrócił głowę w ich stronę. Natychmiast umilkły, posłały mu piękne uśmiechy i ruszyły szybciej do przodu. Po chwili zniknęły w tłumie. Jack szybko otrząsnął się z szoku. Po raz pierwszy dziewczyny aż tak zwróciły na niego uwagę. To była nowość.
-Chyba spodoba mi się tu. - wymruczał cicho, po czym się uśmiechnął i ruszył szybciej przed siebie.
Postanowił zacząć flirtować z dziewczynami. Rozglądał się za tymi trzema dziewczynami. Były nawet ładne. Pierwsza miała blond włosy związane w warkocza i grzywkę lekko zasłaniającą niebieskie oczy.

Druga miała czarne włosy sięgające do ramion i również niebieskie oczy. Jej grzywka była na środku czoła. Wąskie usta miała pomalowane czarną szminką.

Trzecia miała czarne włosy, związane w kłosa, a po drugiej stronie głowy kilka krótszych kosmyków puszczone luzem i złote oczy.

Postanowił najpierw zagadać do blondynki, która wydała mu się najładniejsza. Chwilę szedł za nimi, a następnie podszedł do nich.
-Hej, jestem Jack. - powiedział z rozbrajającym uśmiechem do blondynki.
-Yy... cześć? Astrid. - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.
-Miło mi. A to są? - zapytał wskazując na czarnowłose koleżanki.
-Yyy... to Mavis... a to... Heathera. - przedstawiła je Astrid.
-M - miło mi. - wyjąkała Mavis.
Heathera pokiwała głową i rzuciła mu zalotne spojrzenie.
-Więc, co takie ślicznotki robią tu bez wianuszka chłopaków? No chyba, że ich nie mają? - spytał Jack słodko się do każdej uśmiechając, ale najbardziej patrzył się na blondynkę.
-Yyy... ja mam. I nawet jest tu gdzieś. Ma na imię.... - ostatnie słowo wymruczała, więc chłopak nie zrozumiał.
-Przepraszam, jak?
-Czkawka.
Jack zachichotał, ale nagle przypomniał sobie, że przecież Czkawka to jego przyjaciel. No dobra, kolega.
-Ja też. Tylko on jest mugolem. - dodała Mavis.
-A ty, kochana? - spojrzał na Heatherę i przybliżył się do niej.
-Ja nie. Ale ty możesz nim być. - odpowiedziała uwodzicielsko, lustrując go wzrokiem.
-Hmm, kusząca propozycja, ale... - pochylił się i szepnął do jej ucha. - Nie masz szans z moją dziewczyną.
Roześmiał się, widząc zdezorientowaną i zaskoczoną dziewczynę, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
-No to żegnajcie. - ucałował każdą z nich w policzek i zniknął.
Chwilę szedł parę metrów przed nimi, rozmyślając jaka ta Heathera jest głupia. Myśli, że jest najpiękniejsza i z łatwością uwiedzie każdego chłopaka, nawet cudzego. W rzeczywistości tak uważała. Zaczął się zastanawiać, gdzie jest Roszpunka. Chciał ją przeprosić, za to, że po raz drugi dziś ją wystraszył. Ujrzał ją dopiero przy rzece. Ruszył w jej stronę. Przeszkodziła mu ręka, która uderzyła go w twarz. Był to Czkawka.
-Stary, co ty wyprawiasz? Dobra, wiem, że jesteś zły, bo przestraszyłem Roszpunkę, ale właśnie idę ją za to przeprosić. - wytłumaczył pocierając bolący policzek.
-Nie tylko o to chodzi. Flirtowałeś z moją dziewczyną.
-Flirtowałem? Czkawka, od razu jak się dowiedziałem, że ma chłopaka, nie rozmawiałem z nią.
-A ten buziak na pożegnanie?
-Nie był w usta przecież, więc się nie czepiaj. Zresztą mi się podoba Elsa.
-Elsa? Co za Elsa? Czekaj, ty masz dziewczynę, Tooth.
-Więc widzisz. Jestem niewinny. - warknął Jack, po czym, tak jak mu kazał Hagrid, wsiadł do łodzi, razem z Flynn'em, Anną i jakimś blondynem.
Merida i Roszpunka usiadły razem z Elsą i szatynem, a Czkawka z Astrid, drobnym blondynkiem i czarnowłosą dziewczyna. Rudowłosa i Jack trzymali lampy oświetlające ich łodzie. Chłopak ściągnął bluzę i położył obok siebie. Po chwili ujrzeli wspaniały zamek z wieloma wieżami. Krajobraz był tak cudny, że wszyscy patrzyli jak zaczarowani.
-Witam was, moi drodzy pierwszoroczni. Nazywam się Clarissa Stonewall. Jestem opiekunką Ravenclawu i prowadzącą Ceremonii, która zaraz się zacznie. Proszę o cierpliwość. - oznajmiła szczupła, rumiana, młoda kobieta o niebiesko-żółtych włosach sięgających do końca żeber, ubrana w czarny, połyskujący płaszcz z niebieskim, luźno zawiązanym szalem na szyi, po czym zniknęła za drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali.
-Widziałaś jej włosy? - zapytała Anna. - Też takie chcę.
-Obawiam się, że rodzice ci nie pozwolą. - odpowiedziała z uśmiechem Elsa.
-Przecież się nie dowiedzą. Będę je miała tu, w szkole.
-Ale jeśli któremuś z nauczycieli nie spodoba się twoja fryzura, to pośle list do rodziców i co wtedy? Będziesz miała karę. - zachichotała.
-Może wtedy zacznę bardziej przypominać ciebie, kiedy będę siedzieć zamknięta w swoim pokoju. - wypaliła młodsza siostra.
Zielonooka szeroko otworzyła oczy i zamilkła. Jej przeszłość nie należała do tych godnych zapamiętania. Nie było wesołe. Dopiero niedawno otworzyła swe serce dla ludzi, ale nie ufała im jak wcześniej. Słowa rudej bardzo ją zraniły. Odwróciła się do niej plecami, próbując ukryć załzawione oczy i wpatrywała ssię w podłogę do tego momentu, aż Clarissa wróciła. A na nią nie trzeba było długo czekać, bo już po chwili pojawiła się w drzwiach z miłym uśmiechem.
-Proszę, wejdźcie. Już wszystko gotowe. - gestem zaprosiła ich do środka i otworzyła szerzej drzwi, aby grupka się zmieściła.
Przyszli uczniowie weszli do sali, w której byli zgromadzeni przy czterech stołach Gryfoni, Krukoni, Puchoni i Ślizgoni, a na końcu stał piąty stół, przy którym zasiedli nauczyciele i dyrektor. Po lewej stronie dyrektora było wolne miejsce, zapewne dla pani Stonewall. Pierwszoroczni zgromadzili się przed paroma schodkami prowadzącymi do stołu nauczycieli. Przed nimi znajdowało się krzesło, a na nim Tiara Przydziału. Obok, z pergaminem w ręku, stała Clarissa. Tiara otworzyła usta, co wyglądało jakby jakaś magiczna siła, o którą nietrudno w Szkole Magii i Czarodziejstwa, rozpruła ją w tym miejscu. Przedmiot zaczął śpiewać:
Lat temu tysiąc z górą, gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał i jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować! Wiedzy pochodnie nieść!
Razem będziemy nauczać i wspólne życie wieść."
Gdzie szukać takiej zgody i tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie i nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza przenigdy nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza, że ani mu się śni,
Nauczać magii takich, co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzecze, że bystrych nauczać chce,
Gryffindor, że ceni dzielność, bardziej niż czystą krew.
Hufllepuff chce uczyć wszystkich, jak głośno oświadczyła.
Sporu nie rozstrzygnięto, ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli w domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze do końca upiera się.
Slytherin przyjmuje takich, co mają czystą krew
Co mają więcej sprytu od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni, Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy wszystkiego co sama wie.
Tak wiec spór zakończono i przyjaźń się umocniła,
Na wiele lat powróciła.
Lecz później znow niezgoda wśród czworga się zakrada,
Na błędach wykarmiona, czai się w sercach zdrada.
Domy, co jak filary dzielnie wspierały szkołę,
Zaczęły sobie nawzajem narzucać swoją wolę.
I już się wydawało, że koniec szkoły bliski,
Że odtąd druh druhowi stanie się nienawistny,
Że miecz o miecz uderzy i wnet poleje się krew,
Gdy wtem Slytherin stary odchodzi z zamku precz.
I choć ucichły waśnie, choć spory wygaszono,
Odtąd we wspólnym dziele już się nie jednoczono.
I dotąd zgodna czwórka niezgodną trójką się stała,
I odtąd domy Hogwartu dzieli różnica niemała.
A teraz mnie posłuchajcie, wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału rozdzielać was zaczyna.
I choć nie wiem sama, czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek dziś wobec was wypelnię.
Tak jak mi rozkazano, na domy was podzielę, 
Choć nie wiem, czy przypadkiem,
przyjaciół nie rozdzielę.
Choć nie wiem, czy mój wybór do zguby wiedzie wprost.
Muszę wyboru dokonać, bo taki już mój los.
Czytajcie znaki czasu, poczujcie grozy tchnienie
Bo dzisiaj Hogwart cały osnuły złowróżbne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyha, śmiertelny gotując nam cios.
Musimy się zjednoczyć by złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam całą prawdę, niczego nie ukryłam
I Ceremonię Przydziału za chwilę rozpoczynam.
Tiara zakończyła swój śpiew. Zebrani zaczęli klaskać i wiwatować, gdzie niegdzie rozległy się gwizdy. Przedmiot ukłonił się wszystkim czterem stołom, po czym znieruchomiał. Po chwili nastała cisza.
-Gdy kogoś wyczytam - zaczęła Clarissa. - podejdzie i usiądzie na krześle. Tiara wskaże mu dom. Anna, księżniczka Arendale.
Dziewczyna wyszła z tłumu i z entuzjazmem zasiadła na krześle. Tiara opadła jej na oczy, ale nie przejmowała się tym. Cały czas się uśmiechała.
-Hmm, radość, odwaga.... tak, tak... poświęcenie.... uuu miłość. Tak, najlepszą partią będzie.... GRYFFINDOR!! - wykrzyknęła tiara.
Rozległy się brawa ze stołu, w którym zasiadali uczniowie z domu lwa. Pani Stonewall wzięła przedmiot do ręki, a radosna Anna pobiegła do stołu Gryfonów i z uśmiechem pomachała do siostry. Ta odwzajemniła gest.
-Elsa, księżniczka Arendale.
Dziewczyna wyszła z tłumu. Podeszła do krzesła i lekko przestraszona usiadła na nim. Starała się niepatrzeć na zebranych, co ułatwiała tiara, która nie opadła jej na oczy, ale przycisnęła do nich jej brązową grzywkę przez co musiała je zamknąć.
-Hmm...hmm... odwaga wielka, ale strach przed pewną rzeczą równy. Spryt, mądrość. Tak, tak. No, już wiem. SLYTHERIN!!
Oklaski i wiwaty.Elsa nie odetchnęła z ulgą. Chciała trafić tam gdzie siostra, a słyszała, że dom węża jest najgorszy. Wstała i powoli skierowała się do stołu Ślizgonów. Anna machała jej, niezawiedziona tym, że są w oddzielnych domach, ale jej siostra nie patrzyła na nią. Smutno patrzyła w pusty, złoty talerz, w którym odbijała się jej przygnębiona twarz.
-Mavis Black!
Czarnowłosa, znana Jack'owi dziewczyna usiadła na krześle. Wciągnęła powietrze.
-Och, już od razu wiedziałam... RAVENCLAW!!
Mavis, wręcz sfrunęła ze stołka w stronę Krukonów. Nick Collins trafił do Hufflepuffu.
-Roszpunka Corona.
Blondynka zacisnęła palce na krześle i zamknęła oczy, które były widoczne, ponieważ tiara zaczepiła się o jej pół koka pół kucyka.
-Bez zastanowienia... RAVENCLAW!!
-Merida Donbuch!
-Odwaga, męstwo, przyjaźń, tak, to oczywiście... GRYFFINDOR!!!
-Tooth Fairy!
Z szeregu wystąpiła niska dziewczyna o czarnych, krótkich włosach. Jej grzywka była żółta, z odcieniami zielonego i niebieskiego. Fiołkowe oczy błyszczały w świetle świec zawieszonych na zaczarowanym suficie, przypominającym niebo. Gdy tylko Jack usłyszał jej imię i nazwisko, a potem ją samą, od razu rozpoznał swoją dziewczynę.
-Ząbek? Co ona tu robi? - szepnął do Czkawki stojącego obok.
-Nie mam pojęcia. Przecież tylko czarodzieje... chyba, że ci nie powiedziała.
-Nie, to niemożliwe.
-SLYTHERIN!!
Tooth zeszła ze stołka, pomachała Jack'owi i pobiegła do stołu Ślizgonów.
-Wiem jedno. Na pewno nie chcę do Slytherinu.
-Ale tam jest też Elsa.
-Jack Frost!
Chłopak usiadł na krześle. Tiara sięgała mu do połowy czoła. Chwilę milczała. Jack spojrzał na stół domu węża. Elsa siedziała smutna, a obok niej Tooth machała do niego i posyłała całusy. Zażenowany naciągnął tiarę na oczy. Ogarnęła go ciemność. W końcu rozległ się głos.
-Hmm, spryt to fakt, głowa też dość tęga, talent, tak, tak, to będzie... SLYTHERIN!!
Jack ściągnął szybko tiarę, położył ją na krześle i ruszył powoli w stronę Ślizgonów. Zanim tam doszedł to Heathera Gold, Czkawka Haddock i Kristoff Ice zdążyli już zostać przydzieleni do Hufflepuffu.
-Veronica Jefferson.
W tym momencie Jack usiadł naprzeciwko Elsy.
-RAVENCLAW!!
Zdziwiona Ząbek spojrzała na niego z wyrzutem.
-Kevin Jones.
-Jack, kochanie. Czemu usiadłeś tam, a nie przy mnie? - zapytała lekko oburzona.
-Bo tu jest bliżej.
-GRYFFINDOR!!
-Ale ja jestem twoją dziewczyną. To chyba oczywiste, że powinieneś usiąść obok mnie, zwłaszcza, że jest tu tyle wolnego miejsca.
-Susanne McCallar.
-No właśnie, tyle wolnego miejsca. Wielki wybór. Dlaczego miałem usiąść akurat tam?
-Bo jestem twoją dziewczyną?
-SLYTHERIN!!
Susanne usiadła obok Tooth.
-Widzisz? To miejsce jest już zajęte.
-Hans, książę Nasturii.
-No to w takim razie ja usiądę obok ciebie.
-Po co? I przestań powtarzać w kółko "bo jestem twoją dziewczyną". Podaj poważny powód.
-RAVENCLAW!!
-Bycie twoją dziewczyną nie jest wystarczającym powodem?
-Nie dla mnie.
-No to nie wiem co nim jest.
-A widzisz?
-Flynn Rider.
-Przestań, Jack. Masz zamiar się cały czas kłócić, dopóki nasze usta nie będą wypełnione jedzeniem?
-Dokładnie.
-Co się z tobą dzieje?
-Nic. Po prostu nie mam już zaufania do mojej dziewczyny, która okłamała mnie i pozwoliła myśleć, że jesteś mugolem, a tu taka niespodzianka.
-SLYTHERIN!!
-Myślałam, że się ucieszysz.
-Cieszę się. Wolałbym jednak wiedzieć, że tu będziesz.
-No to skoro się już pogodziliśmy to idę usiąść obok ciebie.
-Astrid Rivera.
Tooth już wstawała kiedy krzesło obok Jack'a się odsunęło i usiadł tam Flynn.
-O, stary! Nawet nie przypuszczałem, że będziemy w tym samym domu. - szatyn zachichotał.
Jack odpowiedział mu uśmiechem. Zerknął na Ząbka. Usiadła z powrotem na swoje miejsce z niezadowoleniem.
-HUFFLEPUFF!!
-Brawo! Zakochana para, Astrid i Czkawka, w tym samym domu!! - zawołał Flynn, na szczęście usłyszało go tylko kilka Ślizgonów, bo jego głos przytłumiły brawa i wiwaty od stołu Puchonów.
-Jesteś stuknięty. - zaśmiał się białowłosy.
-Wiem i jestem z tego dumny. - powiedział to w taki sposób, że nawet Elsa cicho zachichotała.
-O! Elsa! Ty tutaj?
-A ty tutaj?
Zaczęli ze sobą rozmawiać. Większość oczywiście to radosna i śmiechu warta paplanina Flynn'a.
W szeregu zostało tylko siedem osób. Kate Russell poszła do Gryffindoru, podobnie Margaret Sprouse, która była zaraz po Krukonie Olivierze Smith. Następnie Liam Turner trafił do Ravenclawu, a Tom Ward stał się Puchonem. Ostatnią dwójkę, czyli Victora White'a i Matthew'a Young'a tiara przydzieliła do Slytherinu. Ceremonia Przydziału zakończyła się. Dyrektor Rufus MittRandalph wstał i uciszył zebranych stukaniem łyżeczki w pusty kieliszek, które, o dziwo, było słychać w całej sali.
-Witam wszystkich w Hogwarcie, zarówno pierwszorocznych jak i starszych uczniów. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze sprawować, a wyniki SUM-ów i OWUTEM-ów, będą znakomite. Niech rozpocznie się uczta!
W półmiskach pojawiły się przeróżne potrawy m.in. steki, kiełbaski, bekony, frytki, pudding, strudle, sosy i ziemniaki. Każdy nakładał sobie na talerz to na co miał ochotę. Gdy już wszyscy się najedli i napili dyrektor wstał ponownie.
-Ekhem... mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili. Pierwszoroczniacy niech zapamiętają, że nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju terenu. Nasz woźny, pan Clamosso, prosił mnie, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru. Każdy kto jest zainteresowany grą w barwach swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn!
MittRandalph poderwał lekko swoją różdżkę, a z jej końca wystrzeliła złota szarfa, która uniosła się wysoko nad stoły i rozwinęła, jak wąż, w słowa.
-Każdy wybiera sobie ulubioną melodię - zawołał dyrektor. - i śpiewamy!
A cała szkoła zawyła:
,Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna,
Naucz nas, co pożyteczne, 
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!

Po skończonym śpiewie każdy dom udał się za swoim prefektem do dormitorium.