wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 1

-Słuchaj, tak się tylko zastanawiam, ale czy to nie dziwne? Bo wiesz, nie dość, że jesteś czarodziejką to jeszcze masz moc za... - Anna nie zdążyła dokończyć i wsypać siostry, bo Elsa błyskawicznie zatkała jej usta ręką.
Hans spojrzał na nie zdumiony. Blondynka zachichotała ze zdenerwowania i puściła siostrę. Wstała,  poprawiła sukienkę i pociągnęła rudowłosą na korytarz. Anna zamknęła drzwi. Elsa rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić czy nikt nie podsłuchuje.
-Anno, nikt nie może się dowiedzieć, że mam moc lodu, rozumiesz? Prawie byś się wygadała. - pouczyła ją siostra, grożąc palcem.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że nie mogę o tym mówić. - dziewczyna zwiesiła głowę.
Elsa nigdy nie mogła wytrzymać tego widoku i najczęściej wtedy od razu przebaczała.
-Już dobrze. Na szczęście się nie dowiedział. Co prawda, już wie, że coś skrywam. Ale zbyjemy go czymś, prawda? - przytuliła ją. - I tak moja moc jest bardzo znikoma. Wróćmy już do przedziału.
Anna zdążyła dopiero otworzyć drzwi, kiedy obok nich zjawił się dość przystojny blondyn.



-Czy jest tu wolne miejsce? Nigdzie indziej już nie znajdę. - powiedział lekko zakłopotany.
-No to siadaj. Przecież we czwórkę się zmieścimy. - odpowiedziała ze śmiechem ruda po czym pociągnęła siostrę w dół i sama usiadła.
Chłopak uśmiechnął się do nich i uczynił to samo, wcześniej kładąc jego i Hansa bagaż na górną półkę.
-Jestem Kristoff, a wy? - zapytał blondyn po 20 sekundach ciszy.
-Ja jestem Anna, a to moja siostra Elsa. - gdy rudowłosa wypowiedziała jej imię, Elsa uśmiechnęła się i skinęła głową.
Wszyscy popatrzyli na Hansa. Ten spojrzał na nich z góry,  a potem przewrócił oczami.
-Hans. - mruknął i zaczął znowu wpatrywać się w okno.
-Jak myślisz, Kristoff, do którego domu trafisz? - zapytała Anna.
-Nie wiem, ale mam nadzieję, że do Ravenclawu albo Hufflepuffu. A wy?
-Ja chcę trafić do Gryffindoru. Po prostu muszę. - odpowiedziała młodsza siostra.
-A ja mogę trafić gdziekolwiek, byle tylko tiara nie siedziała na mnie zbyt długo. - uśmiechnęła się,  na co pozostali oprócz Hansa roześmiali się.

                                                 --------------------------------------------------------

Jack nie odzywał się przez pierwsze 15 minut drogi, tak jak pozostali. Siedział w przedziale z 2 dziewczynami i chłopakiem. Jedna miała sięgające pasa,  ogniste kręcone włosy, spięte w wysokiego kucyka i sukienkę z białą górą, czarnym pasem i różowym dołem. Druga była blondynką. Miała bardzo, bardzo długie włosy, chyba 10 razy dłuższe niż wysokość jej ciała, na których siedziała i próbowała coś upleść. Ubrana była w różową sukienkę z fioletowymi pionowymi paskami na przodzie od szyi po talię. Obie były ładne, choć blondynka znacznie ładniejsza. Chłopak miał trochę dłuższe, lekko roztrzepane, brązowe włosy. Ubrany był w zieloną długą bluzkę i skórę z ciemnobrązowym futrem na wierzchu. Spojrzał na siebie. Był ubrany w białą koszulę, brązowe spodnie i płaszcz okrywający tylko ramiona i pół pleców.  Włosy miał brązowe i ulizane, bo jego dziewczyna, Ząbek, sobie tak zażyczyła. Po kolejnych 5 minutach ciszy blondynka nie wytrzymała.
-Jestem Roszpunka, a wy? - rozejrzała się po nich.
-Merida. - odpowiedziała jej druga.
-Jack. - odparł właściciel tego imienia.
-A ty? - spytała Merida, patrząc na chłopaka, który jako jedyny się nie odezwał.
-Czkawka. - mruknął z westchnieniem.
-Co? Możesz powtórzyć? - zapytała Roszpunka zbliżając się do niego.
-Czkawka.  - powiedział tym razem głośniej.
Wszyscy się roześmiali.

              -----Jack-----

To, że zaczęliśmy się śmiać wcale nie znaczyło, że ma głupie imię. Chociaż w sumie miał. No sorry, ale kto by chciał się nazywać jak dolegliwość żołądkowa? Na pewno nie ja. Sądząc po reakcji dziewczyn, one też nie. No, dajmy na to, że Merida ma na imię Gorączka,  ja Przeziębienie, a Roszpunka - no nie wiem, Grypa? Czkawkę już mamy więc byśmy się dobrali. Czkawce się nie spodobał nasz śmiech. Naburmuszył się lekko i odwrócił do nas tyłem.
-Dobra, przestańcie. Nie widzicie, że jest mu przykro? - powiedziała Roszpunka.
-Stary, to tylko żarty. Nie przejmuj się tak. - dodałem uspokajając się.
-Do którego domu chcecie trafić? Bo ja do Gryffindoru. - zaczęła, dość powszechny temat wśród pierwszorocznych, Merida.
-Ja chcę do Ravenclawu. Nie toleruję Puchonów i Ślizgonów. Moim zdaniem uczniowie powinni mieć dormitoria w wieżach, tak jak Gryfoni i Krukoni, a nie w piwnicy, lub tym bardziej w lochach. Na pewno nie polubię nikogo, kto byłby z Hufflepuffu lub Slytherinu. - wyraziła swoje zdanie Roszpunka. - No, a wy? Dokąd chcecie trafić?
-Jak dla mnie to zupełnie obojętne. Może być nawet Hufflepuff, choć uważam,  że ten dom jest gorszy od Slytherinu. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Żywiłem ogromną nienawiść i niechęć do Puchonów. Do Krukonów również, ale mniejszą. Jednak nie chciałem nic mówić o moim zdaniu co do Ravenclawu, ze względu na Roszpunkę, której nie chciałem urazić. Dziewczyny wpatrywały się w Czkawkę. Po chwili ja również.

          ---Czkawka---

Po usłyszeniu o ich niechęci do Hufflepuffu, nie chciałem nic mówić. Moim marzeniem było zostać Puchonem, a tu się okazuje, że moi potencjalni przyjaciele nie znoszą ich. Cóż, będę musiał skłamać i modlić się, żeby trafić do Gryffindoru lub Ravenclawu.
-Eee... noo... yyy... ja... chciałbym trafić do... - myślałem gorączkowo, o którym będzie najlepiej powiedzieć. - Do Gryffindoru.
-Serio? To być może będziemy chodzić na lekcje razem! Nie mogę się doczekać Ceremonii. - zawołała rozpromieniona ruda.
-A jeśli chodzi o Ceremonię... to może najlepiej się przebrać?  - powiedziała nieśmiało Roszpunka.
-Tak. To może my wyjdziemy a wy się przebierzcie. Potem na odwrót. - odparł Jack, po czym pociągnął mnie za kamizelkę, tak abym wstał i wyszedł poprawiając swoje brązowe włosy.

 ---Roszpunka---

Kiedy chłopaki wyszli odwróciłam się do Meridy i usiadłam rozmarzona z szatą szkolną w rękach. Przycisnęłam ubiór do piersi i westchnęłam patrząc w sufit.
-A tobie co się dzieje? - zapytała Merida wiążąc swoją sukienkę tak, aby jej nie przeszkadzała w swobodnym poruszaniu się. 
-Ten Czkawka... jest taki... fajny. - odpowiedziałam. 
-A ten Jack?
-Jack? Widziałaś jak on wygląda? Ulizany, a te ubrania? Jak typowy kujon. Nie podoba mi się. A co? Dlaczego pytasz? Podoba ci się?
-Nie, coś ty. Jest dziwny. I taki niski. Jak karzełek, hahah.
Zaśmiałam się. Faktycznie, jest dość niski. Wygląda jak taka sierota umysłowa. Nie wiem, czy sobie poradzi w szkole. Zapewne będą go bić i wyzywać, a on sam będzie płakał i się skarżył nauczycielom. I będzie się też podlizywał. Nie będzie miał przyjaciół.
-Ale jednak rozmawiałaś z nim, jakbyś go polubiła. No i spodobało ci się, że nie lubi Puchonów. - ruda uśmiechnęła się.
-Spodobało czy nie, rozmawiałam lub nie, a jakie to ma znaczenie? Nie podoba mi się i tyle. - mówiąc to włożyłam ciastko do ust i poprawiłam szatę, którą już miałam na sobie.
Merida włożyła kosmyk włosów za ucho i otworzyła drzwi wołając chłopaków. Obaj znajdowali się blisko drzwi i zaczęłam podejrzewać, że podsłuchiwali nas, bo Czkawka cały czas się do mnie uśmiechał, a Jack był zły, a zarazem trochę smutny. Zrobiło mi się przykro, nie chciałam żeby on to usłyszał.
-Jack, ja naprawdę... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Bez łaski. - warknął wystawiając dłoń, abym się uciszyła.
Jego palce przez przypadek dotknęły mojego nosa. Były zimne, wręcz lodowate, jakby odmrożone, ale kolor miały normalny, nawet nie były zaczerwienione. Moim ciałem przeszedł nieprzyjemny, chłodny dreszcz. Co najdziwniejsze, nie był nieprzyjemny dlatego, że takie nic mnie dotknęło, lecz dlatego, że miałam wrażenie jakby sople lodu się we mnie wbiły. Dziwne, bardzo,  bardzo dziwne. Oderwał swoją dłoń od mojej twarzy ciężko oddychając, jakby ruszenie ręką było męczącym wyczynem, i wyszedł trzaskając drzwiami. Merida i Czkawka popatrzeli na siebie zdumieni, z ja głośno oddychałam. Zaczynam się go bać.

---Jack---

Dobra, to było dziwne. Jak usłyszałem rozmowę Roszpunki i Meridy zasmuciłem się. Przecież, ja taki nie jestem. Przez szacunek dla Ząbka, która jest teraz moją dziewczyną, jestem tak ubrany i uczesany. Nagle poczułem taką ogromną złość w sobie, a razem z tym miałem ochotę uderzyć Meridę, kiedy przechodziłem obok niej. Próbowałem o tym zapomnieć, ale przez Punzie się nie udało, bo musiała powrócić do tego tematu. Może i faktycznie chciała przeprosić, ale poczułem w sercu coś takiego, że chciałem ją wręcz zamrozić, ale w głębi duszy wiedziałem, że nie chcę jej skrzywdzić. Kiedy wyszedłem z przedziału, miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Ten incydent z palcami był dziwny. Jakby pod moim dotykiem coś chciało wbić się w ciało Roszpunki. Próbowałem to powstrzymać. Trochę mi się udało. Poczułem jak przeszedł ją dreszcz, ale to nic w porównaniu z bólem, który bym jej zadał,  gdybym się nie powstrzymywał. A ten jej wzrok gdy byłem już przy drzwiach? Bała się mnie. To jeszcze bardziej mnie zdołowało.
Nagle ktoś we mnie wszedł. Instynktownie odwróciłem się i wyciągnąłem ręce do przodu, na które upadła ładna blondynka. Miała włosy podobne do włosów Punzie, tylko ciemniejsze i krótsze, rzecz jasna, i spięte w koka na linii jej wąskich, różowych ust, położonych tuż pod zgrabnym noskiem. Oczy miała wielkie, ciemnozielone, kolorem przypominające kaktusy, teraz były pełne zdziwienia i przerażenia, które po chwili zmieniło się w zakłopotanie. Ubrana była w szmaragdową sukienkę z czarnymi ramionami, czarne balerinki i fioletowy płaszcz opinający jej szyję i przykrywający tylko ramiona i plecy. Na rękach miała, nie wiedzieć czemu, niebieskie skórzane rękawiczki, chociaż było gorąco.
-Bardzo przepraszam. Nie zauważyłam cię. - jej głos był cudowny, nie miękki, ale też nie irytujący.
-Nie, to ja przepraszam. Proszę. - puściłem ją i dałem jej przejść.
-Dziękuję. - odpowiedziała cicho, kiedy przechodziła obok, zerknęła na mnie, z lekkim przestrachem i poszła dalej trzymając się za łokcie.


----Elsa----

Anna wesoło trajkotała z Kristoff'em jak najęta, również Hans czasami się przyłączał do rozmowy, ale ja cały czas siedziałam cicho i wpatrywałam się w okno. Nie mogłam znaleźć z nimi wspólnego tematu, o którym moglibyśmy rozmawiać w nieskończoność, tak jak moja siostra. Wstałam, wyciągnęłam "Historię Hogwartu" z walizki i zaczęłam ją czytać. Gdy doszłam do 7 strony (książka zaczęła się od 5), poczułam jak ktoś unosi okładkę. Był to Hans. Z zaciekawieniem zaczął czytać napis na książce, lecz gdy już przeczytał, na jego twarzy wymalowało się znudzenie.
-Boże, Elsa. Jak możesz to czytać? To jest takie nudne. - pokręcił głową z politowaniem.
Pozostali ucichli i patrzyli to na mnie, to na książkę, to na Hansa.
-Ach, "Historia Hogwartu". Elsa czyta ją codziennie, bo nie ma nic innego do roboty. Na dwór ze mną nie wychodzi, jest za duża na zabawki więc cóż poradzić. Dla niej najlepiej się uczyć. - stwierdziła Anna.
Gdyby spojrzenie potrafiło zabijać, ona leżałaby już martwa na podłodze od dokładnie 7 sekund. Teraz 8.
-Muszę wyjść do łazienki. - wysyczałam, po czym wstałam i zmierzałam ku wyjściu z przedziału.
-Tylko nie wpadnij tam pod szyny. - zachichotał Kristoff.
Reszta mu zawtórowała. Zgromiłam ich spojrzeniem, po czym spokojnie zaczęłam ściągać rękawiczkę. Gdy Anna to ujrzała, natychmiast się uspokoiła i przerażona próbowała mnie powstrzymać.
-Huuh! Elso, nie! Tylko nie to! Nie ściągaj rękawiczki! - zapiszczała, a chłopaki patrzyli na nią zdumieni, a potem przenieśli spojrzenia na mnie.
Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, nałożyłam spowrotem rękawiczkę i wyszłam trzaskając szybą. Po drodze minęłam panią sprzedającą słodycze z wózka.
Patrzyłam zaciekawiona na to, co ma na wózku, ale niestety nie wzięłam pieniędzy,  żeby cokolwiek kupić. Nie chciałam wracać spowrotem. Znowu zaczną coś o mnie gadać,  pewnie już gadają, ale tu na szczęście nie słyszę. Tak naprawdę wcale nie miałam potrzeby iść do toalety. Po prostu to był jedyny sposób, aby wyjść stamtąd nie robiąc z siebie idiotki. Po chwili poczulam ból.  Tak się zamyśliłam, że aż wpadłam na kogoś. Gdyby nie szybki refleks tej osoby, upadłabym na ziemię. Lekko przytrzymałam się koszuli chłopaka i spojrzałam na niego. On wpatrywał się we mnie. Cóż, jeśli się dobrze przypatrzyć to był ładny. Brązowe, niestety, dokładnie ulizane, błyszczące włosy, wyglądały jak tłuste. Brązowe, lekko mętne oczy. Prosty nos, słodkie wargi, piękne zęby. Ubrany w białą koszulę, za którą aktualnie się łapałam, brązowe spodnie, czarno - białe trampki i dziwny, brązowy płaszcz składający się z 2 warstw. 1 warstwa była dłuższa i zakrywała tylko plecy. Druga z kolei tylko ramiona. Gdyby się inaczej ubrał i uczesał, to wtedy przyznałabym, że jest z niego ciacho.
-Bardzo przepraszam, nie zauważyłam cię. - wyjąkałam, widząc, że przypatruje się ze zmarszczonymi brwiami moim rękawiczkom.
Fakt, było gorąco, a moje ręce się strasznie pociły z tego powodu, dziwne, że pot jeszcze nie przesiąkł materiału, ale nie chciałam stracić kontroli nad moją mocą. Zresztą, co to za moc? Potrafię wywołać cieniutki szron na szybie i to o bardzo małej średnicy. Śnieg mi się nie topi na rękach i mogę utworzyć twardsze i trwalsze kule, którymi mogę kierować, ale dzięki mnie zmieniają kierunek tylko o 2 cm. Pff, też mi coś, no ale inni mogliby się przestraszyć i nazwać wiedźmą. Moje zdolności osłabły od czasu kiedy trafiłam lodem w głowę Ani. Nie mogłam się otrząsnąć i poprosiłam wielkiego mędrca trolli, żeby mi ją odebrał. Zrobił to, ale nie do końca. Powiedział, że w końcu ją w pełni odzyskam, ścislej mówiąc, wtedy kiedy wydarzy się coś co całkowicie zmieni bieg historii. Przeze mnie. A na razie w moich rękach znajduje się mała cząstka tego co miałam wcześniej. Dość przerażające, ale tak powiedział.
-Nie, to ja przepraszam. Proszę. - puścił mnie i odsunął się, abym przeszła dalej.
Och, jaki dżentelmen. W sumie dobrze, jest ich coraz mniej.
-Dziękuję. - wymamrotałam i, łapiąc się za łokcie, poszłam dalej.
Na chwilę tylko zerknęłam na niego, patrzył się na mnie. Odwróciłam się i podążyłam w stronę łazienki.

---Roszpunka---

Jack'a długo nie było. Zresztą, nie obchodzi mnie to. Wystraszył mnie, a ja się jeszcze mam o niego martwić? Bez przesady. Czkawka i Merida pytali się, dlaczego jestem taka przerażona. Opowiedziałam im o odczuciach, które miały związek z tym wydarzeniem, co chwilę zerkając na drzwi i upewniając się, że Jack przy nich nie stoi. Na szczęście, nie było go tam. Nagle drzwi się otworzyły. Skuliłam się, myślałam, że ten ulizaniec wrócił, ale to nie był on. W drzwiach stał jakiś chłopak. Miał ciemnobrązowe włosy, śniadą cerę i piękne orzechowe oczy. Był ubrany w koszulę podwiniętą równo powyżej łokci, na to założoną niebieską kamizelkę z pasem z brązu. Był przystojny, nawet bardzo. Podniósł brew do góry i spojrzał na mnie, jakbym fikała koziołki na fioletowej trawie ubrana w parasol z zaświeconą żarówką na głowie.
Od razu się wyprostowałam i spojrzałam na niego trochę z góry.
-Co? Na co się patrzysz?- spytałam, może ciut nieuprzejmie, ale i tak nie zmierzałam się z nim zaprzyjaźniać.
-Na nic. - odpowiedział chamsko. - Konduktor kazał mi powiedzieć, że już dojeżdżamy i mam dopilnować, aby wszyscy byli już przebrani. Wy jesteście? Tak, jesteście. Ktoś jeszcze z wami siedzi?
-Tak, Jack. Ale on gdzieś zniknął. - odpowiedziała spokojnie Merida.
-To ten ulizany, co się tak wałęsa po korytarzu? - zachichotał.
-Tak, to on. - odparł Czkawka, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Powiedziałem mu to już. Zaraz powinien tu być. Teraz idę dalej, ale potem tu wrócę.
-Mamy się bać? - zapytałam hardo, wstałam i spojrzałam na niego z góry. - Niczego się nie boję.
-Och, doprawdy? - zrobił przerażoną minę. - O mój Boże! Jaki wielki pająk!
-O matko, gdzie? - wrzasnęłam i wskoczyłam na ręce temu chlopakowi, mocno się do niego przytulając i trzęsąc się ze strachu.
Zaczął się śmiać, a potem też Czkawka i Merida.
-Grrr, to nie było śmieszne. - zeszłam z niego.
-Niczego się nie boję! - zapiszczał szatyn, przedrzeźniając mnie.
Strzeliłam mu z liścia. On złapał mnie za rękę i przybliżył swoją twarz do mojej.
-Uważaj, blondie, bo to może się dla ciebie źle skończyć. - warknął.
Widocznie go zdenerwowałam. Świetnie, jeśli mam sobie robić wrogów to wolę się nie odzywać. Ale, jednego wroga mieć można.
-Niby co mi zrobisz? - wysyczałam. - Jestem dziewczyną, nie możesz mnie uderzyć.
-Jestem chłopakiem, nie dżentelmenem. - odparł z uniesioną brwią, po czym mnie puścił i popchnął do tyłu.
Prawie bym się wywaliła, na szczęście Czkawka mnie złapał i pomógł wstać.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego.
Odwróciłam się w kierunku drzwi, ale chłopaka już tam nie było. Za to chwilę później pojawił się Jack. Tak, ten znienawidzony przez wszystkich Jack. No może nie przez wszystkich, ale na pewno przez nas. Nie zwrócił na nas uwagi, zerknął tylko na Meridę i Czkawkę, a obok mnie przeszedł z ledwo dostrzegalnym wyrazem bólu. Usiadłam zdziwiona i patrzyłam jak się przebiera. Śledziłam każdy jego ruch. Gdy był już w połowie przebrany westchnął i spojrzał na mnie.
-Mogłabyś się nie patrzeć?! - wysyczał jadowicie.
Ocknęłam się i się odwróciłam. Wtedy on ściągnął płaszcz i podwinął rękawy. Już chciał założyć krawat, kiedy na jego brzuchu pokazało się wybrzuszenie. To coś się ruszało!
-Aaa! Co to jest? - zapiszczałam chwytając się mocno ręki Meridy siedzącej obok mnie.
Jack zerwał koszulę. Guziki potoczyły się po podłodze. Odwrócił się do nas tyłem. Później nachylił się nade mną z czymś na ręce.
-To chyba jest twoje. - powiedział, wkładając mi w ręce... Pascala?
-Pascal? Co ty tu robisz? Nie powinieneś zostać w domu, tak jak ci mówiłam? Ou! - dopiero teraz spojrzałam na Jack'a.
Chłopak ściągnął ulizaną perukę, pod którą kryły się wręcz śnieżnobiałe, roztrzepane włosy. Z oczu ściągnął kolorowe, czyli brązowe soczewki kontaktowe. Prawdziwy kolor jego tęczówek to jasnoniebieski. Przebrał się w szatę, a na koszulę założył niebieską, oszronioną bluzę.
-Jakim cudem ten szron się nie topi? - wymamrotała Merida, zaskoczona jego przemianą.
Białowłosy uśmiechnął się łobuzersko, po czym usiadł koło Czkawki i zaczął z nim rozmawiać, nie patrząc już na nas.

1 komentarz:

  1. Super rozdział. Ale chodzi o to, że Jack specjalnie się przebrał w kujona, żeby zobaczyć jak go będą traktować, tak? A on ma tą swoją moc w pełni? Czy trochę jak Elsa. A właśnie, Elsa ma jasne włosy a nie ciemne i niebieskie oczy a nie zielone. Nie zauważyłaś, czy to tak specjalnie? Lecę czytać następny, może tam się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń