Na ogromnym zegarze wybiła dopiero godzina 6, ale Anna już śmigała ze śmiechem po korytarzach zamku. Nie mogła dłużej spać z podekscytowania, w przeciwieństwie do Elsy, która z chęcią spędziłaby jeszcze godzinę w łóżku, lecz wesołe pokrzykiwania siostry nie pozwalały jej na to.
-Elsa! Elsa, wstawaj, nie śpij, wstawaj! - zawołała Anna przy łóżku siostry.
-Anka, przestań! Nie mam zamiaru jeszcze wychodzić. - wymruczała Elsa, kładąc poduszkę na głowę i próbując stłumić głos siostry.
-Jak ty możesz spać w tak cudowny, ważny i w dodatku piękny dzień! Zobacz sama. - zawołała z szerokim uśmiechem, po czym odsłoniła zasłony i otworzyła okno.
Następnie podbiegła do drzwi i również otwarła je na oścież.
-Anno, co ty wyprawiasz? - zapytała Elsa siadając na łóżku i odgarniając włosy z twarzy.
-Trzeba tu przewietrzyć! A ty wstawaj i chodź na śniadanie. - odpowiedziała młodsza siostra i wybiegła z pokoju przytrzymując swoją różową koszulę nocną.
Jeszcze chwilę dało się słyszeć tupot jej bosych stóp i otwieranie drzwi jej pokoju, po czym zapadła cisza, a Elsa opadła na poduszki i zaczęła się zastanawiać jaki dziś jest dzień.
-Piątek. Ceremonia w Hogwarcie. - przypomniała sobie i wstała z łóżka. Szybko je zaścieliła, a następnie stanęła przed szafą myśląc jaki by tu strój wybrać. Nie będzie nosić go długo ponieważ za 2 godziny zacznie się z Anką przygotowywać do wyjazdu do zamku. Wybrała niebieską sukienkę i tego samego koloru balerinki.
Włosy uczesała w gładkiego koka, dopilnowała, aby żaden włos się nie wyślizgnął. Rzęsy wytuszowała, nałożyła pomadkę na usta i wyszła z pokoju przymykając drzwi. Pokierowała kroki do jadalni królewskiej, w której siedziała już Anna wcinając ciastka. Była ubrana w zieloną sukienkę.
Włosy związała w dwa warkocze a za grzywką miała zieloną, cienką opaskę. Kiedy ją zobaczyła, natychmiast przestała jeść, otarła ręką okruszki z ust i uśmiechnęła się przepraszająco. Wyglądała komicznie z wypełnioną buzią, jak chomik. Królowa zaśmiała się lekko i usiadła obok siostry.
-------------------------------------------------------
Talerz z głośnym hukiem spadł na podłogę rozbijając się na milion kawałków i brudząc zawartością podłogę. Przestraszona Roszpunka natychmiast uklękła i zaczęła zbierać, to co pozostało z naczynia na rękę. 1 metr od niej, pod trójnożnym, drewnianym krzesełkiem stał kameleon i patrzył na dziewczynę lekko rozbawiony.
Złotowłosa spojrzała na niego, westchnęła z goryczą, wysypała to co miała w ręce i wstała.
-Mógłbyś mi pomóc, Pascal, a nie tylko stoisz i się ze mnie śmiejesz. Dobrze wiesz, że dziś jest dla mnie bardzo ważny dzień. Jak myślisz, do którego domu trafię? - rozmarzyła się na chwilę.
Zniecierpliwiony zwierzak podbiegł do niej i pociągnął za włosy, przez przypadek wplątując w nie kawałki rozbitej porcelany.
-Och, zobacz na moje włosy! Czy ty wiesz ile czasu spędzę, aby je umyć i wyciągnąć resztki talerza?
Pascal popatrzył na nią przepraszająco i pochylił główkę w lewą stronę. Roszpunka, gdy to zobaczyła, rozczuliła się i wzięła kameleona na ramię.
-To jasne, że nie potrafię się złościć, zwłaszcza na ciebie. Ale lepiej się pospieszmy, bo za 5 godzin wychodzę, a tu tyle rzeczy do zrobienia. No, to gdzie zmiotka? I szufelka oczywiście.
Pascal zeskoczył z ramienia złotowłosej, kiedy ta uklękła by poszukać zmiotki. Podszedł do lustra i zaczął przybierać różne pozy typowe na podryw. Roszpunka widząc to roześmiała się.
-Nie mów, że dalej podoba ci się ta jaszczurka, Diddy czy jakoś tak.
Zwierzątko zaprzeczyło.
-No to nie wiem kogo będziesz podrywał skoro tu zostajesz. - kameleon oburzył się zdziwiony. - Tak, Pascal, zostajesz. Idę tam jako siostrzenica profesor McGonnagall, która wysłała mi zaproszenie. Prawdę mówiąc nawet jej nie znam. No i muszę się godnie zachowywać, jak na uczennicę przystało. Sam widzisz, że nie mogę cię zabrać. No i kto będzie pilnował tutaj porządku i chronił wieżę pod moją nieobecność?
Ostatnie zdanie przekonało Pascala. Wypiął dumnie pierś pokazując, że on to zrobi.
Roszpunka roześmiała się i wzięła kameleona na ręce. Uniosła go na wysokość swojej brody.
-Wiedziałam. - powiedziała po czym pocałowała go w czoło.
Pascal przewrócił oczami. Dziewczyna spojrzała na zegar.
-O mój Boże, już ta godzina? - odstawiła kameleona na ziemię i zabrała się za poszukiwania szufelki, bo zmiotkę już znalazła.
-----------------------------------------------------
-Nie będę tego ubierał! - krzyknął Jack ciskając w kąt dopiero co wyprasowaną białą koszulę.
-Jack! Nie mam zamiaru prasować tego po raz drugi. - krzyknęła Ząbek lekko podenerwowana kaprysami chłopaka.
-No to nie prasuj. I tak w tym nie pójdę. - obruszył się.
-A właśnie, że pójdziesz! Nawet jeśli będzie niewyprasowana. Otrzymałeś zaproszenie i się zgodziłeś.
-Chwilunia! Ja się zgodziłem? Nie! To zrobił Mikołaj! Pewnie teraz z Zającem stoją gdzieś i się ze mnie śmieją, że ja będę się musiał uczyć wszystkiego od nowa jak małe dziecko, a oni będą sobie tu siedzieć i rozkoszować się tym, że mnie tu nie ma! Tak właśnie będzie, gwarantuję ci to.
-Jack, proszę cię, nie utrudniaj sprawy. Nikt się nie będzie z ciebie śmiał. I z pewnością znajdziesz tam przyjaciół, i kto wie, może nawet dziewczynę. - lekko zaszkliły jej się oczy.
Jack podobał się jej i na samą myśl, że obok niego może stanąć i zająć jego serce inna dziewczyna to aż na płacz jej się zbierało. Nikomu nie mówiła o jej uczuciach wobec tego niesfornego chłopaka, jedynie mleczuszki wiedziały, że coś się dzieje. Jack od razu zauważył jej reakcję.
-Hej, Ząbek. Co się dzieje? - podniósł jej brodę tak, żeby na niego spojrzała.
-Nic. - odparła cicho wróżka.
-Przecież widzę. No chyba, że oczy mi również wzięłaś i wsadziłaś na ich miejsce pieniądze.
Zębuszka zachichotała i otarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Jack zaniepokoił się.
-Czemu płaczesz? Cos we mnie pęka, kiedy widzę cię smutną. Dobrze, włożę ten garnitur bez fochów ale tylko dla ciebie. - chłopak sam nie wierzył, że to powiedział.
Oczywiście, Ząbek jest bardzo fajna i miła, ale nic do niej nie czuł. A teraz zrobił jej nadzieję. Okropnie się z tym czuł i myślał jak to odkręcić. Im szybciej tym lepiej. Choć nikt mu nie powiedział, że podoba się wróżce, teraz to zauważył.
-Jack, ja... muszę ci coś powiedzieć... coś bardzo ważnego... przynajmniej dla mnie. Jack, ja chyba się...
-Chyba co? - zapytał Jack, choć już znał odpowiedź.
-Zakochałam się. W tobie. Sama nie wiem jak i kiedy, ale nie czuję się źle z tym. Gorzej gdy mówisz o tych wszystkich ślicznotkach, bo przecież wiem, że i tak im nie dorównam. - spojrzała na chłopaka, a potem szeroko otwarła oczy. - O mój Boże, naprawdę to powiedziałam?
-Yy tak. Dokładnie tak. - odpowiedział zakłopotany Jack. - Ale wiesz co? Twoja miłość do mnie...
"Powiedzieć jej to? W sumie co? To, że mi się podoba? Przecież to bzdura. Nie chcę być nieczułym dupkiem, ale naprawdę nie wiem co robić. Kiedy powiem, że ją kocham, okłamię ją, a to nie jest w porządku i w końcu się dowie o tym. Wtedy wyjdę na dupka. A jeśli ją odtrącę, to też wyjdę na dupka, tylko, że dużo szybciej. A nuż się potem w niej zakocham i co? Będę żałować, że się nie zgodziłem z nią być czy coś? Ale jeśli zostaniemy parą, będę musiał udawać zakochanego w niej, a przecież tak nie jest. Kłamstwo jest ohydne. Jednak z drugiej strony... Co robić? Co robić?" - bił się z myślami.
-Twoja miłość do mnie jest odwzajemniana. - uśmiechnął się.
Ząbek odpowiedziała mu wielkim uśmiechem. Przytulił ją mocno do siebie. Potem wziął ją za rękę, z pobliskiego krzaka róż zerwał najpiękniejszą i włożył do jej rąk. Uklęknął przy niej i patrząc jej prosto w oczy zapytał.
-Ząbek, zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak! - prawie wykrzyknęła ze szczęścia.
Jack podniósł się udając uradowanie i zbliżył twarz do niej. "Teraz ta najtrudniejsza rzecz. Muszę ją pocałować." Przymknął oczy i pocałował ją.
-----------------------------------------------------------
-Merida! Ogarnij jakoś te włosy. Nie możesz iść do zamku rozczochrana. - królowa próbowała być spokojna, ale jej córka doprowadzała ją do szału.
-A dlaczego nie? Lubię tak chodzić. A w szkole na pewno nie będą zwracać na to uwagi.
-Będą, nie będą, ale w pierwszy dzień powinnaś wyglądać przyzwoicie. Potem chodź sobie w czym chcesz i jak chcesz.
-Ale...
-Uspokój się i daj mi się uczesać.
-No dobrze. - Merida w końcu się poddała.
Matka związała jej włosy w wysoką kitkę i wyciągnęła długą różowo-białą sukienkę z czarnym pasem.
-O nie, nie cierpię jej. Tak samo jak nie cierpię różowego. Założę każdą inną, tylko nie tą.
-Ubieraj ją i bez gadania. Tylko na ten 1 dzień. Potem może leżeć w walizce.
Królowa chyba cudem nakłoniła Meridę do nałożenia tej sukienki. Gdy dziewczyna była już gotowa, zaczęły razem szukać rzeczy potrzebnych jej do szkoły, m.in. różdżkę, kociołka i szatę. Każdy przedmiot był w innym miejscu. Kociołek pod łóżkiem, różdżka na parapecie, o mało co nie spadła na ziemię pod oknem, szata na szafie, książki strzelone w kąt, w jedną nawet była wbita strzała, a klatka z sową była zawieszona na lampie, królowa musiała wezwać służbę żeby ją razem z drabiną ściągnęli.
-No, w końcu jesteś gotowa, skarbie. - stwierdziła zadowolona, aczkolwiek zmęczona matka.-To co, ruszamy?
-Tak. Zastanawiam się, do którego domu mnie przyjmą. Jak myślisz? Oby nie do Slytherinu. Jest okropny. Poza tym tam był Voldemort.
-Voldemorta już nie ma, kochanie, nie musisz się martwić. A to, że zwykle ci którzy byli w Slytherinie są najgorsi to nieprawda. Wiele potężnych i dobrych czarodziei i czarodziejek trafiło właśnie tam.
--------------------------------------------------------
-Nie no, ale poważka? Jesteś czarodziejem i dostałeś się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie?
-Wow! Zapamiętałes! I yy... tak? A ty w takim razie jesteś mugolem, co nie?
-Mugol? Co to jest mugol? Czy to coś obraźliwego? - Ross już chciał uderzyć Flynn'a, ale ten się uchylił przed ciosem.
-Nie, no coś ty. Mugol to ktoś kto nie ma żadnych magicznych zdolności. - wytłumaczył przyjacielowi, zanim jeszcze Ross spróbowal uderzyć go drugi raz.
-Ach, skoro tak to faktycznie nim jestem. Słuchaj, a masz już wszystko?
-Tak mi się wydaje. Mam książki, szatę, różdżkę, kociołek, zwierzątko...
-To paskudztwo nazywasz zwierzątkiem? - kumpel wskazał na śpiącego, lekko pobrudzonego zaschniętym błotem szczura, który leżał na małej poduszce na stoliku.
-Noo tak. Stary, nie miałem pieniędzy na coś innego, a ten akurat znalazł się pod moimi nogami. Prawie bym w niego wdepnął. Na dodatek nie mam kasy na transport więc muszę ukraść jakiegoś konia żeby zdążyć na pociąg.
-Człowieku, to się spiesz. Zostały ci tylko 2 godziny do odjazdu pociągu. - wskazał na zegar stojący na szafce nocnej, który irytująco głośno tykał.
-Zaraz! Proszek Fiuu!
-Że co?
-Proszek Fiuu! Wystarczy sypnąć nim w niezapalony kominek i wypowiedzieć dokładnie gdzie się chce wylądować. Jazda trochę nieprzyjemna ale w pół minuty jesteś na miejscu.
-Flynn, to jest genialne!
-Wiem. Dlatego to kupiłem. Jestem Flynn Rider i zawsze kupuję najlepsze rzeczy. Oczywiście, potem nie starcza mi na inne rzeczy, ale co tam.
Podszedł do szafki nocnej, otworzył szufladę i wyciągnął pojemnik z napisem "Proszek Fiuu" i jego zastosowanie. Otworzył go, nabrał garść na rękę, odstawił pudełko na szafkę i z wielkim uśmiechem podszedł... do ściany.
-No i jak się przeniesiesz skoro nawet kominka nie masz? Nie, Flynn, nie jesteś taki genialny. - zaczął Ross kręcąc głową.
-Spokojnie, koleś. Zaraz wykombinuję jakiś komineczek. To tylko kwestia czasu.
-Chyba nie masz na myśli... włamania.
-Jak ty mnie dobrze znasz, Ross. Szybko, bierzemy wózek i proszek. - mówiąc to, wsypał proszek do pudełka, zamknął je i położył w wózku.
-Czy to nie będzie dziwnie wyglądało? Chodzisz sobie po mieście z wózkiem pełnym różnych dziwnych rzeczy i szukasz otwartego domu, w którym jest kominek i nikogo nie ma. Ludzie znowu zaczną gadać.
-A niech gadają, co mi tam. Do mojego powrotu zapomną. A wracam dopiero na wakacje.
-------------------------------------------------
-Nie, Sven, nie mogę cię zabrać ze sobą. Gdziebyś tam niby był? Zostajesz tutaj. Tu przynajmniej masz gdzie mieszkać. - Kristoff był stanowczy.
"-Mógłbym mieszkać u Hagrida. Na pewno by się mną zajął, to jest równy gość." - Sven robił dokładnie takie miny, jakby to on sam mówił.
-A jak nastanie zima? Hagrid nie będzie cię trzymał w chatce, to wiem na pewno. Będzie ci zimno i będziesz mnie o to obwiniał. Ile razy już tak było? Jak zostaniesz to nie będę się musiał o ciebie zamartwiać bo wiem, że tutaj nic ci się nie stanie. A jeśli zabiorę cię ze sobą, nie będziesz zbyt bezpieczny i będę musiał o tobie cały czas myśleć i nie skupię się na lekcjach. A muszę być skupiony inaczej nie przejdę. Jeszcze nie było takiego ucznia, który by nie zdał przez ten czas, który by wystarczył aby ukończyć szkołę. Chcesz, żebym był tym pierwszym?
Renifer bez wahania pokręcił głową i usiadł. Zrobił "maślane oczka" i Kristoff już miał ulec temu spojrzeniu, jednak w porę odzyskał zimną krew, zamknął oczy i pokręcił przecząco głową.
-Powiedziałem nie i koniec. Nie ulegnę ci choćbyś nie wiem jak się starał. Zostajesz tu i kropka. - odwrócił się do wózka, uznając "rozmowę" za skończoną.
Sven parsknął ze złości, ale po chwili się opanował i spróbował jeszcze raz.
-No dobra, wezmę cię. I tak bym bez ciebie nie wytrzymał tyle czasu. - chłopak w końcu uległ.
Uradowany renifer wskoczył na niego, czym zwalił go z nóg i zaczal go lizać po twarzy, a blondyn się śmiał i próbował go uspokoić.
-Ale nie możesz jechać pociągiem. Takich dużych zwierząt jak ty nie wpuszczają. Co innego kot czy sowa.
Zaczęli razem główkować co by tu zrobić, żeby Sven jakoś się przedostał do zamku. Renowi wpadło coś do głowy. Wstał i zaczął szukać czegoś. Zdziwiony Kristoff stał i patrzył co on robi. Po paru minutach poszukiwania Sven znalazł jakieś pudełeczko. Na wieczku pisało "Proszek Fiuu".
-Sven! Jesteś genialny!
-------------------------------------------------
-Dobra, Szczerbatku, ćwiczyliśmy to. Lecimy razem do Londynu, zatrzymujemy się w uliczce gdzie nikogo nie ma, ja biorę swój bagaż i idę na peron, a ty odlatujesz i później musisz odszukać nasz pociąg i lecieć zgodnie z jego kierunkiem. Tylko pamiętaj, nikt cię nie może zobaczyć. Również ci z pociągu dopóki nie dotrzemy do Hogwartu. Wiesz, uczniowie różnie mogliby zareagować, a nauczyciele zapewne by cię gdzieś zamknęli i nie zobaczylibyśmy się już więcej. Więc gdy już będziesz na zamku, ukryj się tak, aby cię nikt nie widział, ale żebyś mógł zobaczyć mnie. Będzie już ciemno więc tym lepiej dla ciebie. Pokażesz się innym dopiero jak zagwizdam tak. - Hiccup zagwizdał znaną już im melodię. - I tylko jeśli to zagwizdam to wylądujesz obok mnie. Jakkolwiek inaczej bym nie zagwizdał masz siedzieć w ukryciu. Rozumiesz?
Smok przytaknął energicznie. Zaburczało mu w brzuchu. Spojrzał na swój brzuch, a potem na Hiccupa(lub Czkawkę, jak kto tam chce) swoimi zielonymi, dużymi oczami.
-No dobra, czas coś przekąsić i ruszamy. - stwierdził chłopak, po czym wyciągnął z worka parę ryb i rzucił Szczerbatkowi, sam zjadając bułkę z baraniną.
-------------------------------------------------------
Hans poprawił kołnierzyk przed lustrem i przygładził włosek, który wydostał się z jego fryzury. Dobrze wyglądał.
Martwił się, że może trochę zbyt elegancko. Ale to pierwszy dzień szkoły. Powinien tak wyglądać. Nabrał powietrza w płuca, po czym go wypuścił. Spojrzał na zegarek. Ma jeszcze 45 minut do odjazdu pociągu. Dobrze, że poprzedniego dnia przyjechał do stryja do Londynu. Stryj Albert mieszka 2 przecznice od stacji King's Cross. Hansowi wystarczyło 15 minut, aby dotrzeć do peronu 9. Był już powiadomiony o tym, jak się dostać na peron numer 9 i 3/4, więc nie zdziwił się kiedy na stacji go nie ujrzał. Stanął dokładnie na wprost bariery. Rozejrzał się dookoła. Dzisiaj nie było dużo ludzi, zwłaszcza o tej porze i nikt nie patrzył w jego stronę. Pobiegnął w kierunku bariery i po chwili znalazł się na właściwym peronie koło pociągu do Hogwartu. Uśmiechnął się z satysfakcją. Zostało mu 20 minut do odjazdu pociągu. Ruszył do wejścia, po drodze mijając uczniów żegnających się ze swoimi rodzinami i wesoło rozmawiającymi o tym, co będą robić w szkole i do jakiego domu trafią. Osobiście Hansa to nie obchodziło. Miał bardzo wysokie mniemanie o sobie i uważał, że ten dom, do którego trafi powinien uznać to za zaszczyt, tak jak kiedyś było z Harrym Potterem. Różnica polegała na tym, że tamtego chłopca wszyscy znali, a Hans nie uczynił nic co mogłoby spowodować jego sławę w świecie magii. Dotarł do drzwi i wszedł do środka. Pewna pani zaoferowała mu pomoc przy wniesieniu wózka do pociągu ale on się tylko obruszył i sam go wciągnął. Przeszedł do pierwszego wagonu i szukał wolnych miejsc. W końcu znalazł zupełnie pusty przedział i wszedł do niego. Zamknął drzwi i usiadł, kładąc walizkę obok siebie i spoglądając przez okno.
-Przepraszam, wolne? W innych przedziałach nie ma 2-osobowych wolnych miejsc, a nie chciałyśmy się rozdzielać. - zagadnęła go, stojąca w drzwiach, ładna dziewczyna, ubrana w zielono-czarną sukienkę z odkrytymi ramionami.
Włosy miała rudo-brązowe uczesane w koka. Za nią stała druga, nieco wyższa dziewczyna, ubrana w ciemnozieloną sukienkę z czarnymi ramionami i w fioletowy płaszcz okrywający tylko szyję i plecy. Włosy miała w kolorze ciemnego blondu, również uczesane w koka.
-Oczywiście, usiądźcie. - powiedział oczarowany ich urodą młodzieniec.
Dziewczyny, zapewne siostry, usiadły ochoczo naprzeciwko niego, bagaże położyły na górnej półce przeznaczonej na to i zaczęły ze sobą rozmawiać, zupełnie nie zwracając uwagi na Hansa.
Jego ego nieco spadło. Westchnął i ponownie spojrzał w okno.
--------------------------------------------------------
No i jak się podoba prolog? Jeśli by ktoś się nie polapal to Elsa ma znikome zdolności, zielone oczy i włosy jako ciemny blond. Dopiero później nastanie przemiana. A że w "Krainie Lodu" Elsa nie miała brązowych włosów, więc na zdjęciach jest normalna. Spróbujcie sobie ją wyobrazić. Jack normalnie jest tym straznikiem, tyle ze wszyscy go widza, ale tylko na okres chodzenia do szkoly. Aha, i jeszcze coś. Wiek wszystkich, oczywiście. W Hogwarcie zasady się zmieniły ze względu na bezpieczeństwo dzieci i niedouczenie tych, którzy już wyszli. Uczniowie są tam od 15 roku życia do 22. Wszyscy mają po 15 lat, tylko Anna ma 14, ale rodzice, nie chcąc czekać wysyłają siostry razem jako rówieśniczki. Dopiero rok później prawda wyjdzie na jaw i Ania zostanie przydzielona do odpowiedniej grupy wiekowej. No to na razie tyle. Bardzo was proszę o komentarze, bo jeśli wam się coś tu nie podoba to skąd mogę wiedzieć co? Jasnowidzem nie jestem. Nie mówię, żeby mnie i mój blog wysławiać w litaniach pod każdym postem po 10 razy, tylko skromna opinia, chociaz raz. Plosię.
Fajny prolog. Uuu widzę tu jeszcze 6 rozdziałów, więc lecę je czytać.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie:
miloscikatastrofa.blogspot.com
Jarida na Titanicu, ale później wystąpi Jelsa.