wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 7

Jack syknął po raz kolejny kiedy pani Lourette przemyła mu przedostatnią ranę.
-Uspokój się chłopcze. Już nie ma rany. Została jeszcze jedna. - stwierdziła ostrym głosem pielęgniarka.
-Wolałbym sam sobie ją przemyć. - odparł białowłosy, rumieniąc się.
Rana znajdowała się na udzie w takim miejscu, że musiałby ściągnąć również majtki, żeby ją właściwie opatrzeć. Wolał sobie tego oszczędzić. Lourette najwyraźniej nie zrozumiała jego wypowiedzi, bo kazała mu ściągnąć spodnie. Przecięcie sięgało znacznie dalej niż Frost myślał. Krew sączyła się na pół nogi. Była to najpoważniejsza rana, zadał ją Jace zanim powiesił go nad przepaścią. Później, gdy był tak zmęczony, że wleciał w drzewo, ponownie złamał laskę i zemdlał, a spadając na ziemię poszerzył ranę. Na pielęgniarce nie zrobiło to wrażenia. Z kamienną twarzą wytarła krew i przemyła mu pół rany.
-Trzymaj - podała mu ściereczkę. - nie mam zamiaru tego oglądać. - stwierdziła po czym wyszła.
Jack odetchnął z ulgą i wykonał czynność. Po skończeniu położył szmatkę na szafce obok łóżka i wyszedł z pomieszczenia. Już za drzwiami dopadła go Tooth.
-O mój Boże, Jack! Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Wiesz, odwołali nam wszystkie lekcje, ale skoro wróciłeś to zaczynamy od jutra.
-To dobrze - odparł białowłosy, szukając wzrokiem Anny i Susanne.
Chciał im podziękować, za to, że przywróciły mu przytomność. Gdyby nie one, możliwe, że dalej by leżał przy wejściu, może nawet umarł z niedotlenienia mózgu. Przypomniał sobie o swojej lasce. Nie miał jej przy sobie, a przeciez tylko on potrafił ją "skleić".
-Gdzie dałaś mój kij? - zwrócił się do swojej dziewczyny.
-Twój kij? Nie miałeś go przy sobie kiedy weszłeś do szkoły. - stwierdziła zaniepokojona czarnowłosa.
Jack uderzył się ręką w twarz. Jak mógł o nim zapomnieć? Pewnie gdy się ocknął zostawił go w lesie. Ale przecież podpierał się obiema połówkami, kiedy szedł do Hogwartu. Ze strachem w oczach uświadomił sobie, że pomylił się i zamiast swojej laski wziął zwykłego patyka. Musiał natychmiast tam wrócić i go poszukać. Bez tej laski nie ma swoich mocy, nie uchroni dzieci, ani nikogo innego przed Mrokiem. A jeśli ktoś odnalazł źródło jego energii i postanowił, że będzie go nim szantażował? Co jeśli tak faktycznie jest, a ta osoba ma wściekle zielone oczy i ogon, czarne włosy, szarą skórę i ma na imię Jace? Jego obowiązkiem jest powiedzieć o tym zdarzeniu Strażnikom. I zrobi to w tej chwili.
-Tooth, zwołaj Strażników. Mam bardzo złe wieści dotyczące Mroka. - polecił dyskretnie.
-Mroka? Jesteś pewny? - dziewczyna nie była przekonana.
-Nigdy nie byłem czegokolwiek bardziej pewny niż tego. Przywołaj ich tu, już. Albo nie, my się tam dostaniemy.
-Którędy? Nie możesz latać bez laski, której aktualnie nie posiadasz, a ja cię nie uniosę. Poza tym, gdybym dokonała przemiany, zwróciłoby to uwagę innych uczniów i nauczycieli, a to jest niepotrzebne. - odezwała się w niej rozsądna i dorosła strona. - Ale Jack, twoje włosy.
-Co z nimi? - zapytał zdezorientowany, dotykając ich.
-Jeden kosmyk jest brązowy. Miałeś tak od początku? Nie zauważyłam.
-No chyba zgłupiałaś. Moje włosy przecież nie zmieniają koloru. Są srebrzystobiałe. - odparł Frost.
Nagle Tooth przystanęła. Jack zaskoczony również to zrobił i odwrócił się w jej kierunku. Na jej twarzy widniało ogromne zaskoczenie i zamyślenie. Stała jak wryta z rozchylonymi wargami i szeroko otwartymi oczami. Nie ruszała się i wpatrywała w koniec korytarza, gdzie nikogo nie było.
-Anna! Natychmiast! - krzyknęła i pobiegła w stronę dormitorium Gryfonów.
-Tooth! Zaczekaj! - zawołał białowłosy i popędził za nią.
 Nie bardzo wiedział do czego potrzebna im była siostra Elsy. Przecież, o ile wiedział, nie jest Strażnikiem, w takim razie nie może nic o tym wiedzieć. Cali zdyszani stanęli przed obrazem Grubej Damy.
-Hasło? - odezwała się otyła kobieta.
Jack i Tooth popatrzyli po sobie. Żadne z nich nie wiedziało. Ale musieli tam się dostać. Frost miał nadzieję, że zobaczy jakiegoś ucznia z domu lwa idącego do dormitorium, mogliby go poprosić... zaraz, co? On, Jack Frost, miałby prosić jakiegoś Gryfona? O nie, tak bardzo się nie zniży. Może Tooth tak, ale nie on. Duma mu na to nie pozwalała. Przypomniał sobie słowa Jace'a.
"-Jesteś wyjątkowy, Jack. Myślisz, że ktoś to zauważył albo docenił? Nie. Dla innych jesteś tylko przeciętnym czarodziejem i śnieżnym bałwanem."
"-Ona się ciebie boi. Tak samo Czkawka. Więc jak mogą być twoimi przyjaciółmi?"
"-Przecież Ślizgoni i Gryfoni to najwięksi wrogowie."
-Nie! - wrzasnął uderzając w ścianę obok obrazu.
-Jack! Co się stało? Coś cię boli? - zapytała przestraszona Tooth. - Może nie powinieneś jeszcze wychodzić? Najlepiej było zostać w...
"-A może ona cię nie kocha? Może chce spędzać z tobą tyle czasu, żebyś nie zrobił nic głupiego?"
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - wrzasnął na nią. - I wiesz co? Sam sobie z tym poradzę. - dodał i odszedł.
-Jack, poczekaj! - krzyknęła zdezorientowana dziewczyna, ale nie pobiegła za nim.
Chłopak cały rozgoryczony postanowił ochłonąć i przejść się przez piętra. Kiedy przechodził przez korytarz na siódmym piętrze, zaczął myśleć o pomieszczeniu, w którym mógł rozładować jakoś swoją złość i spokojnie wszystko przemyśleć. Nagle usłyszał dźwięk, tuż obok niego. Spojrzał w tamtą stronę i zatrzymał się. Na ścianie pojawiały się mosiężne drzwi. Podszedł do nich i rozejrzał się. Myślał, że to są jakieś żarty, ale nikogo nie było. Spróbował otworzyć drzwi. Rozwarły się bez problemu. Zajrzał do środka. Była to ogromna sala, w którym znajdowały się przedmioty do ćwiczeń m.in. worki treningowe. Wszedł zaskoczony do środka i zamknął za sobą drzwi. Anna coś o tym wspominała. Jack'a olśniło. To był Pokój Życzeń.

***

Czarny kruk z zielonymi ślepiami przyglądał się temu. Kiedy Jack wszedł do sali i zamknął drzwi, ptak odleciał. Miał nowe wiadomości dla swojego współpracownika. Gdy znalazł się nad gęstym lasem, zanurkował w dół. Leciał bardzo szybko, zgrabnie omijając rozgałęzione drzewa. W końcu wylądował na małej leśnej polance, dokładniej na starym zniszczonym drewnianym łóżku. Pod złamanymi deskami znajdowała się sporych rozmiarów czarna głęboka dziura. Kruk wleciał w nią. Po chwili znalazł się na ziemi i przeistoczył w czarnowłosego chłopaka, z wściekle zielonymi oczami, ogonem i pazurami. Jace rozejrzał się ze złośliwym uśmiechem, który go nie opuszczał odkąd pozwolił Jack'owi lecieć do Hogwartu.
-No i co? Nie mówiłem ci, że to się nie uda? Mój plan był lepszy. - burknął Mrok zanim się odwrócił do niego twarzą.
 Jace warknął pod nosem patrząc z byka na mężczyznę. Jego warkot bardziej przypominał odgłos atakującego wilka niż zirytowanego człowieka, którym teraz był.
-Czy tobie wiecznie musi coś nie pasować? Wybacz, ale wszystko jest pod kontrolą. Ziarenko zostało zasiane. - odparł chłopak siadając na blacie stołu i z niechęcią patrząc na nieudanego koszmara.
-Cokolwiek wymyśliłeś w tym swoim małym móżdżku, coś ci nie wychodzi. - spojrzał na niego i wywrócił oczami. - Złaź ze stołu!
-Serio to stworzyłeś? - zapytał zielonooki, ignorując rozkaz Mroka, wskazując ręką na istotę, której się przyglądał chwilę temu.
-Natychmiast zejdź ze stołu! Przed chwilą go myłem!
-Rozumiem, że to twoja praca. Nie no, świetna reklama, "Władca Koszmarów oczyści twój dom z... z czarów!"
-Lepiej mnie posłuchaj...
-Bo co? Odeślesz mnie do piekła? Spokojnie, będę mieć więcej czasu na przygotowanie miejsca dla ciebie.
-Nie wytrzymam!
-To popuść. - zachichotał Jace zeskakując z blatu. - Miałem przekazać ci wieści, ale się rozmyśliłem. - stwierdził uśmiechnięty przechodząc obok Mroka.
-Grasz mi na nerwy. - zaczął mężczyzna grożąc mu palcem.
-Tak, wiem. - odparł chłopak i uciekł widząc wściekłą minę współpracownika.
-Jace! Wracaj tu natychmiast! - krzyknął za nim Czarny Pan wychodząc z pomieszczenia.

***

 Tooth postanowiła najpierw odszukać Annę. Bardzo martwiła się o Jack'a, nie był sobą. Wiedziała, że coś ważnego musiało się stać, coś co wpłynęło na jego myślenie. Była pewna, że to sprawka Mroka, ale nie mogła tego zachować dla siebie. Musiała powiadomić resztę Strażników, ale należałoby znaleźć miejsce, w którym nikt ich nie znajdzie i to w szkole. Kilka dni temu księżniczka Arendale powiedziała jej o pewnym pomieszczeniu, zwanym Pokojem Życzeń. Dziewczyna uważała teraz, że to najodpowiedniejsze miejsce na spotkanie, ale potrzebowała pomocy Anny, ponieważ niebieskooka nie wyjawiła jak się tam dostać, tym samym musieli ją wtajemniczyć w sprawy Strażników. Nagle zobaczyła rudego chłopaka z szalikiem w czerwono-złotych kolorach. Kierował się w jej stronę. Nie wyglądał na takiego, który jest miły dla Ślizgonów, ale był jedyną opcją.
-Hej, umm, możesz zawołać pewną osobę? - zapytała nieśmiało.
 Chłopak zatrzymał się, zmierzył ją wzrokiem pełnym pogardy i odparł:
-Nie jestem twoim sługusem. - po czym spojrzał na nią z wyższością i odszedł.
 Więc nawet nie zamierza wejść, bo ja tu jestem? Świetnie, a myślałam, że to Slytherin jest domem wywyższających się osób - pomyślała i westchnęła. Pozostało jej dalej czekać, aż ktoś zechce przyjść i okaże się milszym niż ten poprzedni.
-Pampania Paptinum... - wymamrotała przypominając sobie, jak pewna Gryfonka mówiła to do Meridy.
Obraz uchylił się. Stała chwilę w miejscu, zaskoczona. A więc to jest hasło? - pomyślała, i już miała przejść, kiedy zobaczyła uśmiechniętą głowę Anny.
-Cześć, Toothi! - "Toothi?" - zdziwiła się dziewczyna, ale uśmiechnęła się. - Akurat przechodziłam i usłyszałam twój głos, jak rozmawiałaś z kimś. Pomyślałam, że może chcesz coś ode mnie, więc wyszłam. - "Czyli jednak hasło jest inne." - stwierdziła czarnowłosa.
-Chciałabym cię o coś poprosić. - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem Tooth.
-Ależ oczywiście! - zawołała radośnie Ania.
-Ale na osobności. To bardzo ważne. - dodała cicho Strażniczka.
 Księżniczka pokiwała głową i po chwili stanęła obok niej. Ruszyły przed siebie. Poczekały aż zostaną same na korytarzu i fioletowooka zaczęła:
-Posłuchaj, chodzi mi o ten Pokój Życzeń, o którym mi mówiłaś kilka dni temu. Chodzi o to, że potrzebuję go. Mogłabyś mi pokazać, jak się do niego dostać?
-No pewnie! Chodź na siódme piętro. - odpowiedziała i zaczęła energicznie wbiegać po schodach coraz wyżej.

***

Jack cały spocony oparł się o ścianę. Trochę to dziwne było dla niego, ponieważ wcześniej nigdy się nie pocił, jego moc go ochładzała. Czuł się nieswojo, ale nikt go nie widział. Spojrzał w małe lusterko wiszące obok materaca. Zauważył brązowy kosmyk, którego widział na początku, ale stwierdził, że coraz więcej jego włosów zmienia kolor. Był już zupełnie spokojny, całą swoją złość wyładował na ćwiczeniach. Zdał sobie sprawę, że musi przeprosić Tooth, chciała dobrze, a on na nią naskoczył. Wciągnął głęboko powietrze i kaszlnął. Nie był przyzwyczajony do tego zapachu. Postanowił, że najpierw weźmie prysznic, a potem poszuka swojej dziewczyny. Spojrzał na siebie. Miał tylko brązowe rurki. Niebieska bluza, pod którą nic nie nosił, leżała na ławce. Nie mógł wyjść stąd tak ubrany, ale nie chciał by ubranie pachniało potem. Rozglądnął się. Jego spojrzenie zatrzymało się na drzwiach, których do tej pory nie zauważył. Bez zastanowienia wszedł tam. Była to mała łazienka, ale posiadała wszystko co powinna. Ściągnął spodnie i wszedł pod prysznic. Chwilę później wyszedł, wytarł się i owinął ręcznikiem wokół pasa. Woda zmoczyła mu spodnie, więc chciał je wysuszyć za pomocą różdżki. Kiedy znalazł się przy bluzie, drzwi się otworzyły. Przestraszony Jack puścił ubranie i odskoczył do tyłu, próbując przytrzymać zsuwający się ręcznik, aby dwie dziewczyny stojące w drzwiach nie zobaczyły tego czego nie powinny.

1 komentarz:

  1. Hahahah, o matko, scena na początku i końcowa są najlepsze. No i ten jakże piękny slogan "Władca Koszmarów oczyści twój dom z czarów"! Jace w moich oczach zajmuje coraz większą hierarchię!

    OdpowiedzUsuń