niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

Elsa usiadła na łóżku. Kiedy myślała o Jack'u, ogarniał ją niepokój i chęć natychmiastowego wyruszenia na poszukiwania. Niestety, nie wiedziała, gdzie może się znajdować. Nie było go już od dłuższego czasu. Dyrektor odwołał tymczasowo lekcje wszystkim klasom oprócz piątej, szóstej i siódmej. Niektórzy byli zadowoleni z tego powodu, ale większość się niepokoiła. Jeszcze nigdy nie było takiego zdarzenia w Hogwarcie. Nauczyciele robili wszystko, aby go znaleźć, lecz na marne. Najbardziej przeżywała zniknięcie Jack'a Tooth, jego dziewczyna. Nie robiła nic innego tylko cały czas płakała, na chwilę zasypiała, lecz zawsze miała koszmary o śmierci jej ukochanego, budziła się i znów płakała. Elsa i ich współlokatorka, Susanne, próbowały ją pocieszać, lecz nie wychodziło. Blondynkę wyrwał z zamyślenia głośny szloch czarnowłosej. Dziewczyna podeszła do niej i usiadła w nogach jej łóżka, na którym leżała. Przybliżyła się i delikatnie pogłaskała ją po głowie. Tooth powoli odwróciła głowę i spojrzała na Elsę zapłakanymi oczami. Po chwili rzuciła się jej w objęcia i dalej płakała.
-Spokojnie, Tooth, odnajdą go. Już niedługo. - wyszeptała.
-Skąd możesz wiedzieć? A jeśli on się nie znajdzie. Albo znajdzie, martwy? - odparła dziewczyna i kontynuowała szlochanie.
-Jestem pewna, że żyje. - odpowiedziała Elsa, po czym obie zamilkły.

***

Jack kurczowo trzymał się rąk Jace'a. Wisiał nad głęboką przepaścią. Gdyby w nią wpadł, nie przeżyłby, zarówno on, jak i jego wróg wiedzieli o tym. Bez różdżki i laski, lub chociaż jej odłamków, był zdany na łaskę diabła. Diabła, demona? Jack nie wiedział jak go nazywać i do jakiej grupy określić. O czarnowłosym nie wiedział prawie nic, Jace przeciwnie, posiadał dużą wiedzę na jego temat. Białowłosy mocniej chwycił się ręki zielonookiego, podczas gdy tamten powoli go puszczał. W ostatniej chwili diabeł się chyba jednak rozmyślił i wciągnął chłopaka z powrotem, puszczając na ziemię.
-Nie chcę, abyś źle o mnie myślał - zaczął Jace.
Jack prychnął. Roześmiałby mu się w twarz, jednak wolał do końca wysłuchać chłopaka.
-Staram się tylko porządnie ci wytłumaczyć, jakie są moje intencje. - kontynuował czarnowłosy.
-Intencje twoje, czy Mroka? - warknął białowłosy.
Zielonooki gwałtownie przybliżył swoją twarz do Jack'a.
-Nie kpij sobie ze mnie. Zapamiętaj sobie, że bez mojej pomocy, nawet z różdżką i tą swoją laską możesz szukać przez wieki, a Hogwartu nie znajdziesz. - oddalił się i uśmiechnął kpiąco. - No, w końcu jesteś nieśmiertelny, czy tak? To czasu ci na pewno nie zabraknie.
Jack zacisnął zęby i rzucił się na Jace'a, ale tamten zrobił krok w bok i Frost wylądował na ziemi. Zielonooki zachichotał złośliwie, po czym stanął nad nim z surowszą miną. Kiedy białowłosy wstał i się odwrócił, czarnowłosy kontynuował.
-Słuchaj, Frost. Nie mam zamiary tracić na ciebie cennego czasu, więc będę się streszczać. Hmm, może zacznijmy tak. Nie męczy cię to, że jako jedyny w szkole jesteś obdarzony czymś więcej niż magią, dzięki której można cię uznać za czarodzieja? Jesteś wyjątkowy, Jack. Myślisz, że ktoś to zauważył albo docenił? Nie. Dla innych jesteś tylko przeciętnym czarodziejem i śnieżnym bałwanem. Nie zrobiłeś niczego szczególnego, więc nikt nie traktuje cię szczególnie. A powiedz, ile masz przyjaciół? Wymień ich.
-Flynn Rider, Czkawka Haddock, Tooth Fairy, Merida Dunbroch, Roszpunka z Labbon, Kristoff Ice, Elsa i Anna z Arendale, Astrid Rivera. - wymruczał niebieskooki, zastanawiając się nad słowami ogoniastego.
-Ach tak. No, ale przecież z tego co wiem, to Astrid, Anna, Kristoff i Elsa nie zaliczają się do tej grupy. Zacznijmy od Roszpunki. Piękna blondynka z kilkametrowymi włosami. Ile słów zdążyłeś z nią zamienić? Pamiętaj, co było w pociągu. Ona się ciebie boi, tak? To samo Czkawka. Więc jak mogą być twoimi przyjaciółmi? Wymieniłeś jeszcze Meridę. Waleczna dziewczyna, to prawda, ale czy prawdomówna? Przecież Ślizgoni i Gryfoni to najwięksi wrogowie. Coś tu śmierdzi, nie uważasz? A ta śliczna Tooth? Strażniczka Wspomnień, racja? A może ona cię nie kocha? Może chce spędzać z tobą tyle czasu, żebyś nie zrobił nic głupiego? Tylko pomyśl, dopiero teraz jej uczucie się pojawiło. To podejrzane. No i został Flynn, złodziejaszek jakich wiele. Skoro okradł już tyle osób, to może okraść i ciebie. Nie pomyślałeś, czy mu może zależeć na tej twojej lasce. Dla ciebie to codzienność, ale dla niego ta moc ukryta w niej jest niesamowita. Jak myślisz? Czy tak może być?
Jack zaczął się zastanawiać nad jego słowami. A może on faktycznie miał rację? Może wszyscy się cieszą ze zniknięcia chłopaka? Frost nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony uważał, że Jace kłamie i tylko chce, aby opuścił Hogwart i przyłączył się do niego i Mroka. Jednak z drugiej strony napadały go wątpliwości, że to co diabeł powiedział jest prawdą. Zielonooki tak trafnie dobierał słowa, że być może nieświadomie lub wiedząc jak to się odciśnie na psychice białowłosego, przedstawił mu tezę, która wydała się bardzo prawdopodobna. Chłopak potrząsnął głową od natłoku myśli. Spojrzał na Jace'a. Jego twarz była kamienna, jakby się domyślał, że Jack będzie próbował odczytać uczucia z jego mimiki i tym samym rozwiać wątpliwości, które go nachodziły z każdym słowem czarnowłosego.
-Natomiast Mrok podziwia i docenia twoje szczególne zdolności. Bardzo mu się przydasz i oczywiście dostaniesz sowitą nagrodę za przysługi. Nie będzie od ciebie wiele wymagał. Wystarczy, że tylko się do niego przyłączysz, a błyskawicznie zobaczysz, że współpraca z nim, z nami, jest wygodniejsza i przynosi większe korzyści niż taka przyjaźń z tymi...
-Nie kończ! - warknął niebieskooki. - Lepiej zaprowadź mnie z powrotem do Hogwartu.
-Nie będziesz mi rozkazywał. Poza tym i tak już miałem zamiar cię tam odstawić. Wysłuchałeś wszystkiego co miałem ci do powiedzenia. Masz. - oddał mu przepołowioną laskę i różdżkę. - Leć w stronę wschodnią, a gdy miniesz jezioro, skręć na południe i po 20 minutach powinieneś być na znajomych terenach.
Jack stał i patrzył jak Jace zamienia się w kruka z takimi samymi jaskrawozielonymi oczami i, kracząc, odlatuje w sobie tylko znanym kierunku.

***

Anna przechodziła właśnie koło wejścia do szkoły. Zastanawiała się gdzie Jack mógł się podziać. Wtem otworzyły się drzwi. Przestraszona dziewczyna podskoczyła i odwróciła się w tamtą stronę. Ujrzała brudnego, poszarpanego i zmęczonego Frosta.
-Jack! Nic ci nie jest? Och, oczywiście, że jest! - zaczęła podchodząc do niego.
Chłopak był jeszcze bledszy niż zwykle i wyglądał naprawdę marnie.
-Co się stało? - spytała Anna.
Białowłosy nie odpowiedział tylko zemdlał prosto na nią. Cudem utrzymała równowagę. Położyła go na ziemi i rozpięła koszulę. Wykonała 30 uciśnięć. Już miała przystępować do zetknięcia się jej ust z jego w celu wpuszczenia mu do gardła powietrza, ale cofnęła się. Nie, tego nie zrobi. Dziwnie by to wyglądało. Ale tu chodzi o jego życie! Ponownie się zbliżyła i wykonała dwa jej wydechy, a jego wdechy. Zaczęła znowu uciskać klatkę piersiową chłopaka. Powoli opadała z sił, a nikogo nie było w pobliżu. Znajdowała się przecież przy wyjściu, klasy piąte, szóste i siódme miały lekcje na dworze, a reszta siedziała w swoich dormitoriach. Ci nauczyciele, którzy nie mieli lekcji, byli na poszukiwaniach Jack'a. Została tylko pielęgniarka, pani Lourette, która właśnie ucinała sobie drzemkę, a miała mocny sen. Wtem spostrzegła na końcu korytarza Ślizgonkę Susanne McCallar. Zaczęła ją wołać. Dziewczyna usłyszała i podbiegła do niej. 
-Co się stało? O mój Boże, Jack! - krzyknęła brunetka.
-Uspokój się! Musisz go reanimować, ja biegnę po pomoc. - powiedziała rudowłosa wstając. - Jakie jest hasło do waszego dormitorium?
-Zmiażdżona czaszka. - wymamrotała Susanne pomiędzy jednym a drugim wdechem do ust chłopaka.
Anna pobiegła najszybciej jak mogła do lochów. Po kilku minutach stanęła przed obrazem starego dziada.
-Hasło! - rzucił wrednym głosem starzec łypiąc na nią okiem.
-Zmiażdżona czaszka. - odparła, po czym weszła od razu, gdy obraz się odsunął.
W środku było pełno Ślizgonów. Dziewczyna szukała wzrokiem Elsę i Tooth, ale nie spostrzegła ich. Za to zobaczyła Flynn'a wygrywającego potyczkę na rękę z drugoroczniakiem. Podbiegła do niego.
-Flynn, musisz mi pomóc. - powiedziała.
-Anna! Co ty tu robisz? - zapytał rozkojarzony brunet.
-No właśnie, ty czerwony pchlarzu. Zabieraj się stąd! - wrzasnął chłopak, z którym Flynn wygrał.
-Nie ma czasu! Gdzie Elsa i Tooth? - dziewczyna zignorowała blondyna.
-W pokoju dziewczyn. - odparł wskazując ręką właściwe drzwi.
-Chodź ze mną. - pociagnęła go za rękaw.
Chłopak posłusznie poszedł za nią. Dziewczyna wpadła do sypialni jak burza. Elsa i Tooth odwróciły się zaskoczone.
-Stało sie coś, Aniu? - spytała blondynka.
-Jack... wrócił... - wydyszała siostra.
-Wrócił? Gdzie on jest? - wykrzyknęła czarnowłosa.
-Za mną! Szybko! 
Całą drogę do wyjścia przebiegli. Anna w połowie drogi zupełnie opadła z sił. Flynn, widząc to, wziął ją na ręce i starał się dotrzymać kroku Ślizgonkom. Po kilku minutach znaleźli się przy nich. Jack zdążył się ocknąć, jednak nie miał siły wstać. Obok niego siedziała Susanne wyczerpana od reanimacji. Tooth rzuciła się na chłopaka, mocno go do siebie przytuliła i zaczęła płakać.

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 5

"ZAGINIONY CHŁOPAK
Drugiego września w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zaginął chłopak o charakterystycznych białych włosach, Jack Frost. Jak twierdzą świadkowie wyskoczył z okna za swoim złamanym kijem i wpadł do wody. Istniało prawdopodobieństwo, że się utopił.
-Przeszukaliśmy całe jezioro i jego okolice. Po chłopaku ani śladu! - mówi dyrektor szkoły, profesor Rufus MittRandalph. - To niemożliwe, aby sam wyszedł z wody. Ktoś musiał go tam znaleźć.
Tylko kto i w jakim celu miałby czatować w krzakach, aż ktoś wypadnie z okna, aby go uratować? Tylko w ten sposób można było z zewnątrz zauważyć to zdarzenie. Jeszcze kilka lat temu odpowiedź byłaby prosta. Tylko Lord Voldemort byłby do tego zdolny, lecz po jego śmierci śmierciożercy przeszli na naszą stronę. Żeby bardziej zagłębić się w tą sprawę, przeprowadziłam wywiad z trzema osobami, które były na miejscu zdarzenia: profesor Glover, nauczycielka Transmutacji; Tooth Fairy, dziewczyna Jack'a; Elsa z Arendale, siedząca z nim w jednej ławce.

Ja: Dzień dobry, pani profesor. Czy mogłaby pani od początku opowiedzieć co się działo na lekcji?
Profesor Glover: Otóż była lekcja Transmutacji. Usadziłam Jack'a w ostatniej ławce razem z inną Ślizgonką. Chłopak rozrabiał więc musiałam odebrać mu kij, z którym cały czas chodził.
Ja: Jakieś szczegóły na temat tego kija?
Profesor Glover: Nie mam pojęcia, po co mu on był. Może jakieś przyzwyczajenia?
Ja: Proszę kontynuować.
Profesor Glover: Odebranie tej laski nie pomogło. Chwilę później usłyszałam jak gadał więc ze złości przełamałam kija na pół i wyrzuciłam przez okno. Sądziłam, że to zwykły, niepotrzebny patyk i na nim nie zrobi różnicy kiedy się go pozbędzie. Jednak w chwili złamania, zrobił się przeraźliwie blady, złapał się za serce, potem za głowę, a w jego oczach wymalował się wyraz bólu. Spadł z krzesła, a jak ujrzał, że wyrzucam ten badyl przez okno natychmiast wyskoczył za nim. 
Ja: Mówił coś przy tym?
Profesor Glover: Nie, nic się nie odzywał. Cała klasa była przestraszona. Wszyscy podbiegli do okien i śledzili go. W locie Jack chwycił jedną połowę kija i próbował dosięgnąć drugą, ale nie wystarczyło mu czasu, bo wpadł do rzeki. Uczniowie natychmiast zbiegli nad wodę i wołali go. Niektórzy wchodzili do wody i nurkowali, ale woda stała się lodowata, chociaż wcześniej taka nie była. Na powierzchni uformował się lód.
Ja: Lód? Jak?
Profesor Glover: Nikt tego nie wie. Ale wszyscy mogą potwierdzić, że tak było. Zbiegła się cała szkoła, nauczyciele rozbijali lód i dzięki użyciu zaklęcia "Bąblogłowy" mogli przeszukać cały obszar, lecz po chłopaku nie bylo śladu.
Ja: To bardzo tajemnicze. Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.


Ja: Witaj, moja droga. Przedstaw się.
Tooth Fairy: Nazywam się Tooth Fairy i jestem dziewczyną Jack'a Frosta.
Ja: Jak długo się znacie i ile ze sobą chodzicie?
Tooth Fairy: Znamy się dość długo, a chodzimy od paru dni.
Ja: Czy mówił ci jakie znaczenie miała dla niego laska?
Tooth Fairy: Nie musiał, ja już wiedziałam. Ten niepozorny kij bardzo wiele dla niego znaczy. Bez niego jest po prostu bezsilny.
Ja: Jakaś wytwórnia energii?
Tooth Fairy: Możliwe. 
Ja: A co się dzieje po jej złamaniu?
Tooth Fairy: Cóż, ogarnia go niesamowity ból i nie jest w stanie nic zrobić.
Ja: Więc umarł?
Tooth Fairy: Nie, da się tą laskę połączyć.
Ja: W jaki sposób?
Tooth Fairy: Nic więcej nie zdradzę. Nie mogę tego mówić bez jego zgody.
Ja: A jeśli od tych informacji zależeć będą losy świata?
Tooth Fairy: Gdyby chciał, to sam by powiedział.
Ja: Cóż, w takim razie dziękuję za rozmowę i do widzenia.


Ja: Dzień dobry. Proszę się przedstawić, młoda damo.
Elsa: Jestem Elsa, księżniczka Arendale.
Ja: Co możesz powiedzieć o Jack'u Froście?
Elsa: Cóż, w sumie go nie znam. Widzieliśmy się może 4 razy. Raz w pociągu, w Wielkiej Sali, potem w dormitorium i na koniec na lekcji.
Ja: Czy zaobserwowałaś u niego jakieś dziwne zachowanie?
Elsa: Dziwne zachowanie? Nie przypominam sobie. Chociaż zauważyłam zmianę wyglądu. 
Ja: Mów dokładniej.
Elsa: Kiedy pierwszy raz go ujrzałam, miał brązowe oczy i włosy, a potem już w Wielkiej Sali niebieskie oczy i białe włosy. To trochę dziwne.
Ja: Faktycznie, ale wróćmy do tego zdarzenia. Co robił podczas lekcji?
Elsa: Chciał pożyczyć rolkę pergaminu, bo nie miał. Dałam mu, a kiedy podziękował, pani profesor zauważyła, że coś mówił i odebrała mu kij. Za drugim razem ktoś go wołał. Najpierw myślał, że ja, potem to zignorował, a później odsunął krzesło do tyłu i spytał do jakiegoś Ślizgona: "Co chcesz?" I wtedy profesor Glover nie wytrzymała, przełamała kij na pół i wyrzuciła przez okno. Myślałam, że po prostu dalej będzie sobie siedział, ale zrobił się strasznie blady i wyglądał jakby go coś bolało.
Ja: A później wyskoczył za laską?
Elsa: Dokładnie, resztkami sił. Naprawdę się przestraszyłam, inni zresztą też.
Ja: Nie podejrzewasz czegoś związanego z tą laską?
Elsa: Nie, po prostu chodził sobie z nią. Jak dla mnie nic dziwnego, każdy ma swoje przyzwyczajenia, ale żeby za nią wyskakiwać?
Ja: I umierać.
Elsa: To nie jest pewne. Może się uratował? Mam taką nadzieję. 
Ja: Ja również. No to dziękuję za rozmowę. Do widzenia."

Roszpunka zakończyła czytanie i położyła gazetę na stole. Zebrani wokół niej Elsa, Anna, Czkawka, Merida, Flynn, Tooth i Kristoff patrzyli na nią z niedowierzaniem. Czarnowłosa miała łzy w oczach, siedziała przytulona do Meridy i wypłakiwała jej się w rękaw.
-Przecież to niemożliwe żeby nie znaleźli ciała. - powiedział Flynn.
-Przestań Rider! Nie widzisz w jakim ona jest stanie? Naprawdę uważasz, że on nie żyje? - warknęła Anna patrząc ze współczuciem na Tooth.
-Nie mówię, że od razu jest martwy. A może po prostu uciekł? - burknął szatyn.
-Ciekawe czemu? - spytała Merida z uniesioną jedną brwią.
-Bo na przykład miał dość swojej ee.... dziewczyny? - palnął Flynn.
Tooth spojrzała na niego, przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, a kiedy Rider wzruszył ramionami, czarnowłosa zaniosła się jeszcze większym płaczem i ukryła twarz w rękawie rudowłosej.
-Wielkie dzięki, Flynn, naprawdę ją pocieszyłeś. Super z ciebie przyjaciel. - warknęła Merida.
-Hola, hola, kto niby powiedział, że jestem jej przyjacielem? Albo Jack'a? Albo któregokolwiek z was? - obruszył się chłopak. - No chyba nie ja, prawda blondie? - mówiąc to zarzucił rękę na ramiona złotowłosej.
-Roszpunka. - poprawiła go dziewczyna strzepując jego dłoń ze swojego ramienia.
-Na zdrowie. - uśmiechnął się do niej i poszedł do Victor'a i Matthew'a, grających w szachy czarodziejów.
-Jak on mnie denerwuje. Doprawdy nie wiem jak wy możecie się z nim przyjaźnić. - Roszpunka zwróciła się do Anny i Elsy.
-Cóż... - zaczęła młodsza, ale jej siostra wymierzyła jej kuksańca w rękę i spojrzała na nią znacząco, wiec zakaszlała i umilkła.
-Co macie teraz? - zmieniła temat Astrid.
-Obrona przed czarną magią. - odpowiedziała lekko znudzonym głosem Anna.
-My też. - zawołał radośnie Kristoff.
-Ja, Tooth i Elsa mamy wolny czas. - powiedziała wesoło Roszpunka.
-No to my już pójdziemy. Za 5 minut zaczyna się lekcja. - stwierdził Czkawka wstając z krzesła i pociągając w górę Astrid.
-To cześć! - zawołały Merida i Anna odchodząc powoli od stołu.
Zaraz za nimi poszli Czkawka, Astrid i Kristoff.
-No to zostałyśmy we trójkę. - stwierdziła Tooth wtulając się, z braku Meridy, w Roszpunkę.

***

Jack gwałtownie odetchnął świeżym powietrzem. Przez chwilę nie miał sił żeby otworzyć oczu, lecz po paru minutach leżenia, uchylił jedną powiekę.
-Gdzie ja jestem? - wymruczał do siebie. - Przecież to nie Hogwart.
Nagle podniósł się do pozycji siedzącej z szeroko otworzonymi oczami. Właśnie sobie uświadomił co powiedział. "Skoro to nie Hogwart. - pomyślał rozglądając się wokół. - To co to jest?"
-Moja laska! - krzyknął, macając miejsce obok niego.
Szybko wstał i dokładniej obejrzał miejsce, w którym się aktualnie znajdował. Był w ciemnej i dość dużej jaskini. Nie była głęboka, miała może 8 metrów wgłąb skały. Szeroka na 5 metrów, wysoka na 4. Szedł powoli coraz głębiej, rozglądając się za kijem i zastanawiając się, jak tu trafił. Kiedy doszedł do końca, odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku, aż dotarł do wyjścia. Znajdował się na małym placu bez trawy, którego otaczał bardzo gęsty las. Na środku stał stos patyków palących się w ogniu na samych czubkach. Ten ogień był dziwny. Niby normalny, pomarańczowo-żółto-czerwony, ale rzucał zielonkawe światło dookoła. Chłopak podszedł bliżej uważnie przyglądając się patykom. Odetchnął z ulgą, kiedy nie znalazł nic takiego. Było mu trochę chłodniej niż zwykle, to znaczyło, że nie chroni go przed zimnem moc laski. Gdyby kij się palił, poczułby gorąco. Chwilę siedział znudzony przy ognisku i myślał jak wrócić do szkoły, gdy usłyszał za sobą cichy szelest. Od razu zerwał się z miejsca i obrócił głowę. Z krzaków wyszedł pewien przystojny młodzieniec, mniej więcej w wieku Jack'a lub trochę starszy. Trzymał w rękach stosik gałęzi, więc białowłosy był pewny, że to on go uratował i tu przytargał.
-Ooo, w końcu się obudziłeś. - odezwał się przybysz.
Głos miał lekko zachrypnięty, wiele dziewczyn stwierdziłoby, że seksowny. Jack szybko odrzucił tę myśl od siebie. Przecież był chłopakiem, interesowała go tylko płeć przeciwna. Opanował się, wziął głęboki wdech i ponownie spojrzał na chłopaka.
-Kim jesteś? - wysyczał.
Nie znał go i nie miał zamiaru okazywać mu wdzięczności, choć uratował mu życie. Ze złamaną laską Jack'a można było zabić normalnie, jak każdego człowieka.
-Może trochę grzeczniej, w końcu cię uratowałem. - warknął przybysz i podszedł bliżej.
Teraz Jack mógł zobaczyć jak wygląda. Miał czarne, zmierzwione włosy, szarawą cerę i jaskrawozielone oczy. Ubrany był w szarą bluzkę z czarnymi rękawami. Na nogach miał czarne spodnie. Zamiast stóp miał łapy z ostro zakończonymi, również intensywnie zielonymi pazurami. Dopiero po chwili spostrzegł, że posiada ogon, świecący się na jaskrawą zieleń i zakończony odwróconym "sercem". Kiedy się uśmiechnął, Frost spostrzegł dwa ostre kły, jak u wampira, ale miał pewność, że nim nie jest. "To z pewnością nie człowiek, ale jeśli tak, to co?" - pomyślał.
-Nazywam się Jace, syn Belzebuba. - przedstawił się czarnowłosy ze złośliwym uśmiechem.
Syn Belzebuba? To jasne. Diabeł, Jack mógł się tego spodziewać.
-W normalnym wypadku oczekiwałbym żebyś się przedstawił, a jak nie, to bym cię po prostu zamordował, ale... jesteś mi potrzebny i... można powiedzieć, że cię znam. - kontynuował Jace zaczynając krążyć dookoła niego z rękami splecionymi z tyłu.
Jack cały czas go obserwował nie ruszając się z miejsca. Nie wiedział do czego ten gatunek jest zdolny i wolał być ostrożny. Chłopak jednak na razie nie wzbudzał żadnych podejrzeń w swoim zachowaniu. Przystanął. Frost przyglądał mu się spode łba. Uśmiech zniknął czarnowłosemu z ust, a on wyciągnął rękę i wykonał ruch jakby coś zaciskał. Jakaś niewidzialna siła zacisnęła się Jack'owi na szyi i uniosła pół metra nad ziemię. Chłopak złapał za swoją szyję i próbował się uwolnić. Na wąskich ustach Jace'a pojawił się złośliwy uśmiech. Po chwili go puścił. Frost spadł na piasek i zaczął szukać po kieszeniach swojej różdżki.
-Och, tego szukasz? - Zielonooki wyciągnął spod bluzki własność białowłosego. - Myślisz, że jestem aż tak głupi, aby dawać ci jakieś szanse na ucieczkę? To byłaby niepotrzebna strata czasu i energii, a w ostatnich czasach nie mam jej w nadmiarze. Tobie też by się przydał relaks. Ach, zapomniałem. Przecież wasza szkoła nie oferuje.... zaraz, jak to się mówi? A, no tak, SPA.
-Czego chcesz? - burknął Jack wstając z ziemi.
-Hmm, powiedzmy, że współpracuję z Mrokiem. A czego Mrok od ciebie chciał?
-Żebym do niego dołączył. - syknął Strażnik Zabawy przypominając sobie tamto zdarzenie.
-No właśnie. Ja na razie jestem tylko chłopcem na posyłki. Informuję was obydwóch o wyborach przeciwnika. Jaka jest twoja odpowiedź? - spojrzał na Jack'a jakby był pijany i lekko się zachwiał.
-Nigdy! - Frost sypnął piaskiem w czarnowłosego i rzucił się do ucieczki.
Zdenerwowany Jace otarł twarz, zgiął się w pół, a z jego pleców wyrosły olbrzymie czarne skrzydła, wyglądające jak zrobione z dymu. Wzleciał w powietrze i bystrym wzrokiem szybko odnalazł uciekiniera. Jack biegł ile sił w płucach. Miał nadzieję, że uda mu się gdzieś ukryć, przynajmniej do momentu, aż odzyska różdżkę, bądź laskę. Nagle przed nim wylądował duży kruk. Białowłosy zatrzymał się. Ptak w jednej chwili przeistoczył się w chłopaka.
-Złe posunięcie, Frost. - warknął z uśmiechem, podchodząc do niego. - Bardzo złe.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 4

----Następnego dnia----

Jack'a obudziły krzyki i kłótnie chłopaków śpiących z nim w jednym pokoju. Przetarł i otworzył oczy. Ziewnął i usiadł na łóżku, chcąc się dowiedzieć, co się stało. Dwóch chłopaków wrzeszczało na siebie tak, że nie można było ich zrozumieć, w końcu doszło do bójki. Trzeci próbował ich rozdzielić i w końcu sam się w to wciągnął.
-Błagam was, nie możecie iść gdzie indziej się bić? Tu ktoś chce spać! - zawołał do nich i ponownie ziewnął
-Ej, panie ładny, czas już wstawać. - odparł Flynn, który okazał się być jednym z bijących się. - Jedna natrętna się o ciebie pytała. Była tu już z 10 razy. Pewnie dlatego, że też jest ze Slytherinu i ma blisko.
-Zapewne Tooth.
-Tooth? Hahahah, niezłe imię.
Rozległ się chichot wśród chłopaków.
-To, że ona przyszła do ciebie, nie do mnie, to ci wybaczam. Ale, że nawet Elsa tu była i wpatrywała się w ciebie jak spałeś, to nie do pomyślenia.
-Co? Elsa? Ona tu była? Kiedy? Dawno? Po co? Co mówiła? - Jack wyskoczył z łóżka i podszedł szybko do Flynn'a.
-Patrz, jak się napalił. - zawołał Victor, który rozdzielał Flynn'a i Matthew'a.
-Stary, to był żart z tą Elsą. Jak zauważyłem, tylko tym dziewczynom poświęcałeś jakąkolwiek uwagę, no może oprócz Roszpunki i Meridy, ale one są przecież z innych domów i teraz już wiem, która ci się podoba.
-Och, doprawdy? A wiesz, że Tooth to moja dziewczyna? - Jack posłał mu arogancki uśmiech.
Flynn'a lekko zatkało. Stał w miejscu, patrzył w podłogę szeroko otwartymi oczami i milczał. Zapewne nad czymś intensywnie myślał. Jack podszedł do swojej walizki i wyciągnął mundurek szkolny.
-To jak się namyślisz, to mi powiedz co mówiła. A ja idę się za ten czas ubrać. - spostrzegł, że każdy już miał mundurek szkolny na sobie.
Flynn miał koszulę w połowie rozpiętą, krawat nieumiejetnie zawiązany i szatę. No i spodnie i buty. Matthew był w podobnym stanie, tylko pozbawiony szaty, która została podczas bójki strzelona gdzieś w kąt. Z kolei Victor miał zapiętą koszulę, poprawnie zawiązany krawat, na to jeszcze szary sweter bez rękawów i dopiero szata. Jack pokierował swoje kroki do łazienki. Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu białowłosy ubrał koszulę nie zapinając jej do końca. Stwierdził, że oszczędzi sobie zawiązywania krawatu i po prostu przełożył go pod kołnierzykiem i pozwolił zwisać po obu stronach. Założył spodnie. Chwilę się zastanawiał, czy ubrać buty, ale w końcu je założył, nie chcąc chodzić boso i narazić swój dom na minusowe punkty. Na pewno by się znalazło kilku takich, którym by jego brak obuwia szczególnie przeszkadzał. Ubrał sweter, ale od razu go ściągnął i odrzucił w kąt. To samo zrobił z szatą, w której było mu gorąco. Umył zęby i spróbował ułożyć włosy, ale po kilku nieudanych próbach w końcu się poddał i zostawił je rozczochrane. Nie wyglądał źle. Zebrał swoje rzeczy i wyszedł z łazienki. Natychmiast na jego ramieniu uwiesiła się pewna czarnowłosa dziewczyna, która przez innych mogłaby być uznana za słodką i atrakcyjną, ale dla niego była jak natrętna mucha, lecz niestety ta mucha była jego dziewczyną.
-Jack! Byłam tu już tyle razy, a ty ciągle spałeś i spałeś. Tak słodko wyglądałeś, że nie chciałam cię budzić. - oderwała się od jego ramienia, pozwalając aby włożył piżamę, szatę i sweter do walizki, a gdy się odwrócił przodem do niej, pocałowała go.
Chłopaki zaczęli gwizdać i klaskać. Jack na początku chciał się od razu wyrwać, lecz w końcu odwzajemnił pocałunek i po kilku sekundach się oderwał. Tooth wtuliła się do niego. Chłopak spojrzał na drzwi. W nich stała Elsa. Patrzyła zaskoczona na ich obydwoje, po chwili przeniosła wzrok na Flynn'a.
-Cześć Flynn, Victor, Matthew, Tooth i... - spojrzała na białowłosego znacząco.
-Jack. - uśmiechnął się do niej, co najwyraźniej nie spodobało się czarnowłosej, bo pociągnęła go lekko za ramię.
-Jack. - syknęła cicho.
-No co? - szepnął właściciel tego imienia.
Ciemna blondynka odpowiedziała pięknym uśmiechem i zwróciła się do Flynn'a.
-Idziemy? Anna już czeka. Pierwszą lekcję mamy z Gryfonami.
-Świetnie. Chodźcie, chłopaki. I wy, zakochana parko. - chłopak zachichotał.
Jack posłał mu mordercze spojrzenie, a Tooth rozpromieniła się i pociągnęła go mocniej w stronę wyjścia, aby znaleźć się przed nimi. Uważała Elsę za potencjalne zagrożenie dla jej związku i wolała trzymać się z daleka od niej. Ale chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru tak szybko wychodzić, bo wyrwał się z jej objęcia i poszedł do reszty.
-No, Flynn. Co mówiła, jak tu przyszła? - zapytał zatrzymując się koło Elsy, ale zanim ona zdążyła go tam zauważyć, ruszył dalej ostatecznie idąc pomiędzy Flynn'em, a Victor'em.
-No, cały czas to samo. "Czy Jack śpi? Kiedy wreszcie wstanie? Czy już wstał? Kiedy on się w końcu obudzi? Pewnie śni o mnie. O Boże, co z niego za śpioch, ale i tak go kocham!" - odpowiedział Flynn cienkim głosem wymachując rękami w górze. - Całe szczęście, że tego nie słyszałeś. Ale na serio, ile można spać? Już myślałem, że się nie obudzisz, ale w końcu...
-Chyba to wy mnie obudziliście. Normalnie bym jeszcze spał. - warknął z wyrzutem Jack, wskazując swojej dziewczynie drzwi, co znaczyło, że ma wyjść.
Czarnowłosa westchnęła ze smutkiem i powlokła się do wyjścia, myśląc, że wzbudzi współczucie u białowłosego i pozwoli jej zostać jeszcze chwilę. Jednak on nie zareagował.
-Dobra, lepiej chodźmy, za 2 minuty zaczyna się pierwsza lekcja, to jest Transmutacja. Chyba nie chcecie się spóźnić. Ponoć profesor jest niezbyt miła dla spóźnialskich. - powiedział Victor, gdy znaleźli się w pokoju wspólnym, zmierzając powoli do obrazu.
-Daj spokój, Victor. Jedyną osobą, która się przemuje ocenami w tej grupie jest Elsa. - syknął Matthew i uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny.
Zielonooka odwzajemniła i pierwsza przeszła przez obraz. Za nią wyszedł Flynn, a potem Jack, Victor i Matthew. Nikogo nie było w lochach oprócz drobnej osóbki w rudych włosach związanych w dwa warkocze i ubraną w ten sam strój co starsza siostra tylko, że krawat był w kolorach Gryffindoru, a na szacie widniały czerwone elementy. Anna wtuliła się w siostrę stojąc na palcach.
-Co tak długo? - przytuliła Flynn'a, a do reszty pomachała i się uśmiechnęła. - Ty jesteś Jack, prawda? - spojrzała na białowłosego.
Chłopak przytaknął, patrząc na nią w oczekiwaniu. Rudowłosa podeszła do niego i zaczęła się kiwać na stopach z rękami splecionymi z tyłu. Chwilę mu się przypatrywała, aż w końcu się odezwała.
-Co zrobiłeś Tooth? - wypowiedziała to tak szybko, że Jack zrozumiał "są morele tu?".
-Nie ma? - odparł zaskoczony.
-Co? Ja się pytam "co zrobiłeś Tooth?" a ty mi mówisz, że nie ma? - zachichotała.
-Przepraszam, zrozumiałem co innego. A co do pytania to.... Co? Ja? A co miałem jej zrobić? Stało się coś?
-No, wypadła stąd jak burza mówiąc sama do siebie: "Nienawidzę Jack'a! Przeklęta Elsa! Już ja mu pokażę!". Pomyślałam, że coś jej zrobiłeś, wcześniej taka nie była.
-Aha, no cóż, to moja dzieczyna, która jest bardzo zazdrosna i ma bujną wyobraźnię. Ubzdurała sobie coś ze mną i Elsą w roli głównej i teraz się tego trzyma. Wścieka się kiedy tylko na nią spojrzę.
-Naprawdę? O Boże! To moja wina. To wszystko moja wina. - panikowała Elsa.
Flynn i Anna zaczęli ją uspokajać. Victor i Matthew odeszli gdzieś rozmawiając o czymś żywo, a Jack odszukał wzrokiem Meridę. Rozmawiała z dwiema dziewczynami. Jedna miała biało-fioletowe włosy, a druga czarno-czerwone. Podszedł do nich. Jasnowłosa właśnie opowiadała o... o nim?
-No mówię ci, że on farbował sobie włosy. To oczywiste. Są cudowne i takie białe, a przecież to nie może być naturalny kolor.
-Czekaj, czekaj, ty mówisz o Jack'u, tak? - wtrąciła się Merida, która zdążyła już zauważyć chichotającego białowłosego stojącego za dziewczynami.
-No pewnie, że tak. - przytaknęła fioletowowłosa.
-On jest taaaki przystojny. Chciałabym się z nim zapoznać. - westchnęła druga.
-To właśnie masz okazję. - dziewczyny popatrzyły na nią zdezorientowane, a Merida zaczęła się głośno śmiać i wskazała na chłopaka. - Stoi za wami. I mogę was zapewnić, że to słyszał.
Obydwie natychmiast odwróciły się i zaskoczone patrzyły na niego szeroko otwartymi oczami i ustami. Czarno-czerwonowłosa pierwsza odzyskała zimną krew.
-Yy... to jest... słyszałeś wszystko? - zapytała jeszcze lekko otumaniona szokiem.
-Mniej więcej. Dzięki, że uważasz, że jestem przystojny. Też cię z chęcią poznam. Może po lekcjach? - uśmiechnął się i ruszył w stronę Meridy.
Zatrzymał się blisko jasnowłosej, pochylił się i szepnął do jej ucha.
-O, mam naturalnie białe włosy. - dziewczyna spłonęła rumieńcem, a Jack zachichotał i podszedł do Meridy. - Naprawdę jestem taki przystojny?
-Yyy nie? Och, czy to nie Elsa? - zapytała wskazując palcem na dziewczynę.
Jack zbladł i przełknął ślinę. Nawet nie odwrócił się w jej stronę. Widziała go z jego dziewczyną i uważał, że nie ma u niej żadnych szans. Postanowił dać sobie z nią spokój, a chociaż spróbować zainteresować się Tooth. Opuścił rękę rudowłosej i rozejrzał się za fioletowooką.
-Hej, Jack. Przed chwilą ci ją wskazałam. Jest ta...
-Proszę, nie powtarzaj tego. Nie szukam jej, tylko Tooth. - wytłumaczył chłopak.
-Jestem, kochanie. - czarnowłosa podeszła do niego.
Nadal była obrażona na Jack'a, co widać było po jej minie. Białowłosy chwycił ją za policzki, przyciągnął do siebie i pocałował. Tooth na początku była zaskoczona lecz po chwili przymknęła oczy i oddała pocałunek. Oderwali się od siebie, gdy usłyszeli "Idzie!".
-Dzień dobry, dzieci. - przywitała się profesor.
-Dzień dobry, pani Grover. - odpowiedzieli chórem uczniowie.
Nauczycielka wpuściła ich do klasy. Ślizgoni i Gryfoni zaczęli się przepychać do ławek, ale profesor Grover ich wyprzedziła i stanęła przed nimi z wyciągniętą do przodu prawą ręką.
-Stop! Na mojej lekcji nie ma przepychanek. Sama was rozsadzę. Ty ciemnowłosy, tak ty, chodź tu. - wywołała Flynn'a. - Usiądziesz tam. - wskazała pierwszą ławkę.
Flynn powoli powlókł się do niej.
-Razem z nim usiądzie... oo ty z ognistymi włosami. - wskazała na Meridę.
Dziewczyna westchnęła i ruszyła do ławki znacznie żwawiej niż brunet.
-Za nimi będzie siedzieć... ty! I ty! - pokazała na Tooth i Kevin'a Jones'a, Gryfona. - Następnie wy! - wskazała na Elsę i Jacka. -Potem wy dwie ale już po drugiej stronie, później ty i ty. -pokazała kolejno na dziewczyny rozmawiające z Meridą zanim nadeszła nauczycielka, a potem na Annę i Victor'a.
Za nimi usiedli Matthew i Ślizgonka Susanne McCallar. To już byli wszyscy.
-Skoro już wszyscy siedzą, zaczynamy lekcję. A więc  jak wiecie Transmutacja polega na...
Jack nie słuchał nauczycielki. Spoglądał co chwilę na Elsę, która nie zauważyła tego, bo z uwagą słuchała profesor Grover. Stwierdził, że jest bardzo ładna, ale wiedział, że musi sobie z nią dać spokój. Nie miał u niej szans i poza tym miał dziewczynę. Spojrzał na Tooth. Również patrzyła na Grover. Wolałby z nią siedzieć niż z Elsą, o której chciał przecież zapomnieć. Dotarło do niego, że to niemożliwe, bo byli z tego samego domu.
-Proszę rozwinąć swoje pergaminy i zapisać takie zdanie. Podstawą...
-Pożyczysz trochę pergaminu? Zapomniałem wziąć. - zapytał chłopak.
-Jasne, trzymaj. - dziewczyna podała mu drugą rolkę.
-Dzięki. - uśmiechnął się do niej.
-Panie Frost! Czyżby pan pisał buzią? - zapytała lekko podenerwowana profesor.
Po sali rozległ się cichy chichot uczniów.
-Nie, pani profesor. - odpowiedział Jack. - Ale byłbym wdzięczny, gdyby mnie pani tego nauczyła.
Nauczycielka otworzyła szerzej oczy i umilkła. Elsa spojrzała na Jack'a ze zdziwieniem. Chłopak nie śmiał się jak reszta klasy. Po prostu patrzył na Glover, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem. To wystarczyło, aby profesor poczerwieniała i wyciągnęła różdżkę celując w jego stronę.
-Accio kij! - krzyknęła, a magiczna laska białowłosego znalazła się w jej ręce.
Uczniowie ucichli i patrzyli to na panią, to na Jack'a. Chłopak lekko się wystraszył, myślał, że to w niego wyceluje jakieś zaklęcie. Ale odebranie kija wcale nie było lepsze. Nauczycielka nie wiedziała co się stanie jeśli go złamie, a zrobi to jeśli ją wkurzy. Postanowił być już cicho i przez całą lekcję słuchać jej, aby jej znowu nie podpaść.
-Ej, Frost. - ktoś szepnął po drugiej stronie rzędu ławek.
Jack odwrócił głowę. Widział tylko pochyloną Elsę, która zapisywała dyktowane przez profesor zdania. "Nie, to nie mogła być Elsa." - stwierdził i zabrał się do odpisywania z jej pergaminu kolejnych słów.
-Frost. - szept się powtórzył, postanowił go jednak zignorować.
Gdy ta osoba zawołała go po raz trzeci, nie wytrzymał, rzucił pióro brudząc tym pergamin i odchylił krzesło spoglądając w tamtą stronę. Wołał go Matthew z chytrym uśmiechem na ustach.
-Czego chcesz? - szepnął białowłosy.
-Panie Frost! Dłużej powtarzać nie będę! - krzyknęła profesor Glover, chwyciła za kij, złamała go na pół i wyrzuciła przez otwarte okno.
Jack poczuł ogromny ból najpierw w sercu, później w głowie, a potem w całym ciele. Prawie zemdlał, resztkami sił podbiegł do okna i niewiele myśląc wyskoczył za laską. Chłopak miał dużo cięższą masę ciała od kija więc chwilę później znalazł się wystarczająco blisko, aby go złapać. Pod sobą ujrzał wodę. Chwycił jeden odłamek kija i próbował dosięgnąć drugiego ale nie dał rady. Był tak zdeterminowany żeby połączyć laskę, że nie zauważył jak wpadł do wody. Poczuł niemiłosierny ból i wypadające pół kija z jego ręki. Ogarnęła go ciemność.