wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 8

-Co wy tu robicie? - zapytał Jack próbując pochwycić bluzę. - Albo nie, nie odpowiadajcie. Najpierw się ubiorę. - dodał i pobiegł do łazienki z bluzą i różdżką w jednej ręce, drugą przytrzymując ręcznik na biodrach.
 Po chwili wyszedł już całkowicie ubrany z wysuszonymi spodniami. Przeczesał ręką włosy i wypuścił powietrze z ust. Gestem zachęcił dziewczyny, żeby podeszły. Tooth zrobiła 3 kroki, po czym zatrzymała się i odwróciła do nadal stojącej w jednym miejscu Anny.
-Aniu, może wyjdziesz? To sprawa pomiędzy mną a Jack'iem. - powiedziała z delikatnie z przepraszającym uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, pokiwała głową i wyszła. Jack odczekał kilkanaście sekund, aż w końcu podszedł do swojej dziewczyny.
-Więc, o co chodzi?

***

Flynn usiadł na fotelu w Pokoju Wspólnym. Przyglądał się jak Jack i Matthew grali w eksplodującego durnia. Nagle usłyszał otwierające się drzwi. Odwrócił się i zobaczył Tooth wychodzącą z pokoju dziewczyn. Fiołkowooka stanęła na środku salonu i spojrzała na Jack'a z wyrazem tęsknoty w oczach. Chłopak wyczuł, że ktoś się na niego patrzy i podniósł wzrok. Gdy zobaczył, że to Tooth, natychmiast wstał i rozzłoszczony poszedł do pokoju chłopców. Czarnowłosa westchnęła i wyszła z dormitorium. Flynn wywrócił oczami. Tak trwało już od miesiąca. Chłopak liczył, że kiedy spadnie śnieg i zacznie się zima, ulubiona pora roku Frosta, para się pogodzi. Lecz na razie był październik i nic się nie zmieniło. Pokłócona Jathiana zdołała nawet zniszczyć wrześniowe urodziny Czkawki już po 2 godzinach zabawy.
-Hej, Flynn, grasz ze mną? - spytał Matthew wyrywając chłopaka z zamyślenia i pokazując na grę.
-Co? A tak, jasne. - przysiadł się do niego i kontynuowali rozgrywkę.

***

-No dobrze, przyznaję, twój plan był dość... przemyślany? Ale nie o to chodzi. Ta cała niepewność zaczyna mnie dobijać! Może w końcu ruszysz tyłek, bo przez cały miesiąc nic tylko się obijałeś. - warknął Mrok.
-Ty za to obijasz się przez cały czas. - odpowiedział spokojnie Jace. - Och, twoja firma nie działa? Zapewne zostawiłeś w kiblu jakąś mamonę i cię zwolnili.
-Moje koszmary to nie mamony! I znikąd mnie nie wywalili, bo nie mam żadnej firmy. - odparl zirytowany.
-Jak to? To niby co to jest "Koszmar Kafelki+"? Plus to wyposażenie łazienek.* - zachichotał chłopak zeskakując ze stołu.
-To ty to wymyśliłeś! - krzyknął wyprowadzony z równowagi mężczyzna.
-Jasne! Jesteś niewinny, zwal wszystko na Jace'a. - zironizował cienkim głosem czarnowłosy.
Mrok klepnął się otwartą ręką w czoło(taki face palm dop.aut.). Kiedy ponownie spojrzał przed siebie, zauważył, że jest sam w pomieszczeniu.
-Chodź tu, kukło z ogonem! Jeszcze z tobą nie skończyłem! - zawołał wychodząc na korytarz. - Nie myśl, że jeśli zostawiłeś swoją dziewczynę to możesz zostawiać mnie!
-Ej, nie jesteśmy razem. To ty masz jakieś urojenia. - zachichotał Jace, jednak jego uśmiech był sztuczny.
Shaydee Sparks była jedyną osobą, którą darzył jakimkolwiek uczuciem. Reszta była dla niego zupełnie obojętna. Ojca czasem nienawidził, czasem ignorował. Mroka też nie darzył sympatią, zawarł z nim współpracę, ponieważ chciał się zemścić na dyrektorze Hogwartu, który wyrzucił Shaydee ze szkoły zaraz po tym, jak się dowiedział o jej związku z nim. Wtedy to po raz pierwszy ją uderzył, a jak próbowała się bronić, po prostu zostawił. Od tej pory ślad po niej zaginął, chłopak przyjął do siebie wiadomość, że nie żyje.
Mrok wywrócił oczami i odszedł zostawiając Jace'a samego ze swoimi przemyśleniami. Wtedy demon przestał się uśmiechać i pokierował swoje kroki do pustego pokoju na końcu korytarza. Nie było w nim nic, sama ciemność, lecz jego oczy miały tę właściwość, że świeciły w ciemności i umożliwiały zobaczenie wyraźnego obrazu otoczenia. Zamknął drzwi i oparł się o nie. Emocje wyszły za zewnątrz. Po każdej rozmowie z Mrokiem szedł do tego pomieszczenia i odreagowywał. Ukrył twarz w dłoniach i zjechał w dół. Pochylił głowę i przysunął kolana. Mimo, że minęło już 2 lata od tamtego wydarzenia, nadal nie mógł się opanować, kiedy tylko ktoś wspomniał o jego byłej dziewczynie. Spojrzał w sufit. Jedna, jedyna łza spłynęła po policzku i kapnęła na tors. Siedemnastolatek wstał powoli i ruszył do przodu. Kiedy znalazł się przy ścianie, z całej siły uderzył w nią nie zwalniając. Rozwalił ją i rozwinął skrzydła, aby nie runąć na ziemię. Przeleciał parę metrów i głową w dół, z wyprostowanymi nogami i rękami przed sobą, oraz rozłożonymi na całą długość czarnymi skrzydłami skoczył do wody. Nawet nie nabrał powietrza w płuca, opadał bezwładnie na dno, mimo że łatwo mógł wypłynąć. Wtedy ujrzał przed sobą znikome pomarańczowe światło, a czarna sylwetka podpłynęła pod niego i uniosła ku górze. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy znalazł się na powierzchni. Koło niego płynął jeden z udanych koszmarów, ciągnąc go za sobą. Chłopak spojrzał do góry. Na skale stał Mrok i patrzył na niego zirytowany.
-Po co mnie ratujesz? Po raz kolejny! - wysyczał Jace będąc na tyle blisko, by mieć pewność, że Czarny Pan go usłyszy. - Przecież i tak znowu trafię do... domu. - ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem.
-Gdzie się podziała sarkastyczna strona Jace'a Devila? Ta, która twierdzi, że czyszczę łazienki i oskarża mnie o homoseksualizm? - zapytał z dobrze wyczuwalną ironią w głosie mężczyzna. - Ach, rozumiem, nadal użalasz się nad swoją lalunią?
Chłopak warknął cicho ze złości i spojrzał na niego spod mokrych czarnych kosmyków. Mrok zauważył jego świdrujący wzrok, lecz nie przejął się tym, że w tej chwili demona kusiło, aby go zabić. Jace milcząc wyszedł z wody i przeszedł obojętnie obok niego. Nie miał zamiaru się z nim w tej chwili kłócić, mężczyzna mógł wypowiedzieć dużo więcej raniących go słów.

***

Elsa usłyszała trzaśnięcie drzwi za sobą. Gwałtownie odwróciła się. Była to Tooth, cała zalana łzami. Szlochając rzuciła się na swoje łóżko. Księżniczce żal jej było, widocznie musiała ostro pokłócić się z Jack'iem, bo jego nienawiść i jej łzy trwały już od miesiąca. Dziewczyna usiadła na łóżku koleżanki i delikatnie pogłaskała ją po czarnych włosach. Współczuła jej. 
-Tooth, hej, co się stało? - zapytała ostrożnie tonem niewymagającym odpowiedzi.
Fioletowooka uniosła zapłakaną twarz i spojrzała na nią wzrokiem pełnym rozpaczy. Powoli uniosła się i usiadła obok Elsy. Przetarła oczy i pociągnęła nosem.
-Och, Elso, nie wiem już co mam robić. Jestem kompletnie bezradna. - wyjąkała i ponownie zalala się łzami wtulając się w ciemną blondynkę.
-Może mogłabym ci podać jakiś pomysł, tylko muszę wiedzieć o co chodzi. - zaproponowała zielonooka.
-Cóż, to zaczęło się miesiąc temu, kiedy nakryłam go z Anną w Pokoju Życzeń. Był w samym ręczniku, więc zawstydzony poszedł się przebrać. Kiedy wrócił, ja poprosiłam Anię, żeby już wyszła, ponieważ ta rozmowa nie dotyczyła niczego, co by ona zrozumiała. Gdy wyszła...
"-Więc, o co chodzi? - zapytał Jack stojąc metr przed nią.
Dziewczyna odetchnęła głęboko i utkwiła w nim swoje spojrzenie.
-Jack, ja chcę cię przeprosić. - zaczęła chcąc mieć to już za sobą.
-Przeprosić? Ale za co? To ja powinienem... - odpowiedział zaskoczony.
-Owszem, powinieneś jak najbardziej. - przerwała mu. - Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze.
-Zaczynasz mówić jak moja ma... - zamilkł uświadamiając sobie co chciał powiedzieć i zwiesił głowę.
-Jak kto? Jak twoja mama? Przecież nawet jej nie znasz.  - westchnęła. - Może Księżyc się pomylił i pozbawił cię normalnego życia zbyt wcześnie.
-Czyli, że teraz żyję nienormalnie?! - wrzasnął chłopak.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
-A o co? Może nie wiem? Wytłumacz mi, bo możliwe, że jestem zbyt tępy, żeby zrozumieć za pierwszym razem. - krzyknął odsuwając się od niej. - I w ogóle odczep się. Ciagle za mną łazisz, jak jakaś kompletna wariatka!
-Tylko dlatego, że nie chcę, abyś zrobił coś głupiego.
-A więc jestem głupi, tak?
-Nie! Wcale tak nie mówiłam.
-Ależ tak. 
-Masz jakieś urojenia, Jack. Uspokój się. - spróbowała do niego podejść, ale odepchnął ją.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - zawołał i uderzył ją mocno w twarz.
Jej głowa wykonała kąt 90°. Rozszerzyła oczy. Nie mogła uwierzyć, w to co on zrobił. Uderzył ją. Śmiał podnieść na nią rękę. Tooth nie wiedziała co o tym myśleć. Przerażał ją. Nigdy wcześniej taki nie był. 
-Tooth, ja... ja przepraszam. - wymamrotał oszołomiony chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego i wyciagnęła różdżkę. Wycelowała w niego, gotowa w każdej chwili rzucić na niego jakieś zaklęcie. Nie chciała go skrzywdzić, ale wolała mieć pewność, że drugie uderzenie nie będzie miało miejsca. Spojrzała na jego włosy. Były od nowa śnieżnobiałe, a w oczach strach i współczucie. Wtem chłopak zmarszczył brwi, a jego kosmyk stał się brązowy. Wyciągnął swoją różdżkę i wycelował w nią.
 - Expelliarmus! - krzyknął.
Zaklęcie trafiło w dziewczynę. Uderzyła boleśnie plecami o ścianę. Spróbowała wstać. Zaskomlała z bólu, jednak się podniosła.
 - Expelliarmus! - różdżka wypadła z ręki chłopaka.
Jack rozejrzał się i podbiegł do ławki. Chwycił swój kostur i wycelował w Tooth strumieniem lodu. Czarnowłosa oberwała i prawie straciła przytomność.
 - Levicorpus! - wyszeptała, a białowłosy uniósł się za kostkę do góry.
Spróbował ponownie ją trafić, dziewczyna oberwała w rękę. Różdżka wypadła jej z rąk na metr odległości. Ostatkiem sił doczołgała się do niej. Chłopak spadł na podłogę.
 - Drętwota! - zawołała, a gdy zobaczyła, że zaklęcie trafiło w Frosta, zemdlała."

 Elsa rozszerzyła oczy.
 - Więc, walczyliście na zaklęcia? - zapytała delikatnie.
 Tooth pokiwała głową i zaniosła się jeszcze większym szlochem.
 - Ale ja nie zauważyłam u niego żadnej zmiany w kolorze włosów.
 - Zmieniają się tylko wtedy, kiedy jestem z nim sam na sam, dlatego stara się tego unikać. Wiem, że nie chce mi zrobić krzywdy, ale boli go, że to ja pierwsza wyciągnęłam różdżkę.
 - Ale on pierwszy wymówił zaklęcie.
 - Po to, aby się obronić przede mną.
 - Ale ty nie chciałaś, żeby cię ponownie uderzył.
 - Sprowokowałam go do tego.
 - Wiesz co, Tooth - ucięła konwersację wstając z łóżka i kierując się do drzwi. W progu się zatrzymała i spojrzała na dziewczynę. - Przestań się obwiniać. To jego wina. I powinnaś z nim zerwać. Jeśli uderzył cię raz, co go powstrzyma przed powtórzeniem tego? - i wyszła.

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 7

Jack syknął po raz kolejny kiedy pani Lourette przemyła mu przedostatnią ranę.
-Uspokój się chłopcze. Już nie ma rany. Została jeszcze jedna. - stwierdziła ostrym głosem pielęgniarka.
-Wolałbym sam sobie ją przemyć. - odparł białowłosy, rumieniąc się.
Rana znajdowała się na udzie w takim miejscu, że musiałby ściągnąć również majtki, żeby ją właściwie opatrzeć. Wolał sobie tego oszczędzić. Lourette najwyraźniej nie zrozumiała jego wypowiedzi, bo kazała mu ściągnąć spodnie. Przecięcie sięgało znacznie dalej niż Frost myślał. Krew sączyła się na pół nogi. Była to najpoważniejsza rana, zadał ją Jace zanim powiesił go nad przepaścią. Później, gdy był tak zmęczony, że wleciał w drzewo, ponownie złamał laskę i zemdlał, a spadając na ziemię poszerzył ranę. Na pielęgniarce nie zrobiło to wrażenia. Z kamienną twarzą wytarła krew i przemyła mu pół rany.
-Trzymaj - podała mu ściereczkę. - nie mam zamiaru tego oglądać. - stwierdziła po czym wyszła.
Jack odetchnął z ulgą i wykonał czynność. Po skończeniu położył szmatkę na szafce obok łóżka i wyszedł z pomieszczenia. Już za drzwiami dopadła go Tooth.
-O mój Boże, Jack! Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Wiesz, odwołali nam wszystkie lekcje, ale skoro wróciłeś to zaczynamy od jutra.
-To dobrze - odparł białowłosy, szukając wzrokiem Anny i Susanne.
Chciał im podziękować, za to, że przywróciły mu przytomność. Gdyby nie one, możliwe, że dalej by leżał przy wejściu, może nawet umarł z niedotlenienia mózgu. Przypomniał sobie o swojej lasce. Nie miał jej przy sobie, a przeciez tylko on potrafił ją "skleić".
-Gdzie dałaś mój kij? - zwrócił się do swojej dziewczyny.
-Twój kij? Nie miałeś go przy sobie kiedy weszłeś do szkoły. - stwierdziła zaniepokojona czarnowłosa.
Jack uderzył się ręką w twarz. Jak mógł o nim zapomnieć? Pewnie gdy się ocknął zostawił go w lesie. Ale przecież podpierał się obiema połówkami, kiedy szedł do Hogwartu. Ze strachem w oczach uświadomił sobie, że pomylił się i zamiast swojej laski wziął zwykłego patyka. Musiał natychmiast tam wrócić i go poszukać. Bez tej laski nie ma swoich mocy, nie uchroni dzieci, ani nikogo innego przed Mrokiem. A jeśli ktoś odnalazł źródło jego energii i postanowił, że będzie go nim szantażował? Co jeśli tak faktycznie jest, a ta osoba ma wściekle zielone oczy i ogon, czarne włosy, szarą skórę i ma na imię Jace? Jego obowiązkiem jest powiedzieć o tym zdarzeniu Strażnikom. I zrobi to w tej chwili.
-Tooth, zwołaj Strażników. Mam bardzo złe wieści dotyczące Mroka. - polecił dyskretnie.
-Mroka? Jesteś pewny? - dziewczyna nie była przekonana.
-Nigdy nie byłem czegokolwiek bardziej pewny niż tego. Przywołaj ich tu, już. Albo nie, my się tam dostaniemy.
-Którędy? Nie możesz latać bez laski, której aktualnie nie posiadasz, a ja cię nie uniosę. Poza tym, gdybym dokonała przemiany, zwróciłoby to uwagę innych uczniów i nauczycieli, a to jest niepotrzebne. - odezwała się w niej rozsądna i dorosła strona. - Ale Jack, twoje włosy.
-Co z nimi? - zapytał zdezorientowany, dotykając ich.
-Jeden kosmyk jest brązowy. Miałeś tak od początku? Nie zauważyłam.
-No chyba zgłupiałaś. Moje włosy przecież nie zmieniają koloru. Są srebrzystobiałe. - odparł Frost.
Nagle Tooth przystanęła. Jack zaskoczony również to zrobił i odwrócił się w jej kierunku. Na jej twarzy widniało ogromne zaskoczenie i zamyślenie. Stała jak wryta z rozchylonymi wargami i szeroko otwartymi oczami. Nie ruszała się i wpatrywała w koniec korytarza, gdzie nikogo nie było.
-Anna! Natychmiast! - krzyknęła i pobiegła w stronę dormitorium Gryfonów.
-Tooth! Zaczekaj! - zawołał białowłosy i popędził za nią.
 Nie bardzo wiedział do czego potrzebna im była siostra Elsy. Przecież, o ile wiedział, nie jest Strażnikiem, w takim razie nie może nic o tym wiedzieć. Cali zdyszani stanęli przed obrazem Grubej Damy.
-Hasło? - odezwała się otyła kobieta.
Jack i Tooth popatrzyli po sobie. Żadne z nich nie wiedziało. Ale musieli tam się dostać. Frost miał nadzieję, że zobaczy jakiegoś ucznia z domu lwa idącego do dormitorium, mogliby go poprosić... zaraz, co? On, Jack Frost, miałby prosić jakiegoś Gryfona? O nie, tak bardzo się nie zniży. Może Tooth tak, ale nie on. Duma mu na to nie pozwalała. Przypomniał sobie słowa Jace'a.
"-Jesteś wyjątkowy, Jack. Myślisz, że ktoś to zauważył albo docenił? Nie. Dla innych jesteś tylko przeciętnym czarodziejem i śnieżnym bałwanem."
"-Ona się ciebie boi. Tak samo Czkawka. Więc jak mogą być twoimi przyjaciółmi?"
"-Przecież Ślizgoni i Gryfoni to najwięksi wrogowie."
-Nie! - wrzasnął uderzając w ścianę obok obrazu.
-Jack! Co się stało? Coś cię boli? - zapytała przestraszona Tooth. - Może nie powinieneś jeszcze wychodzić? Najlepiej było zostać w...
"-A może ona cię nie kocha? Może chce spędzać z tobą tyle czasu, żebyś nie zrobił nic głupiego?"
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - wrzasnął na nią. - I wiesz co? Sam sobie z tym poradzę. - dodał i odszedł.
-Jack, poczekaj! - krzyknęła zdezorientowana dziewczyna, ale nie pobiegła za nim.
Chłopak cały rozgoryczony postanowił ochłonąć i przejść się przez piętra. Kiedy przechodził przez korytarz na siódmym piętrze, zaczął myśleć o pomieszczeniu, w którym mógł rozładować jakoś swoją złość i spokojnie wszystko przemyśleć. Nagle usłyszał dźwięk, tuż obok niego. Spojrzał w tamtą stronę i zatrzymał się. Na ścianie pojawiały się mosiężne drzwi. Podszedł do nich i rozejrzał się. Myślał, że to są jakieś żarty, ale nikogo nie było. Spróbował otworzyć drzwi. Rozwarły się bez problemu. Zajrzał do środka. Była to ogromna sala, w którym znajdowały się przedmioty do ćwiczeń m.in. worki treningowe. Wszedł zaskoczony do środka i zamknął za sobą drzwi. Anna coś o tym wspominała. Jack'a olśniło. To był Pokój Życzeń.

***

Czarny kruk z zielonymi ślepiami przyglądał się temu. Kiedy Jack wszedł do sali i zamknął drzwi, ptak odleciał. Miał nowe wiadomości dla swojego współpracownika. Gdy znalazł się nad gęstym lasem, zanurkował w dół. Leciał bardzo szybko, zgrabnie omijając rozgałęzione drzewa. W końcu wylądował na małej leśnej polance, dokładniej na starym zniszczonym drewnianym łóżku. Pod złamanymi deskami znajdowała się sporych rozmiarów czarna głęboka dziura. Kruk wleciał w nią. Po chwili znalazł się na ziemi i przeistoczył w czarnowłosego chłopaka, z wściekle zielonymi oczami, ogonem i pazurami. Jace rozejrzał się ze złośliwym uśmiechem, który go nie opuszczał odkąd pozwolił Jack'owi lecieć do Hogwartu.
-No i co? Nie mówiłem ci, że to się nie uda? Mój plan był lepszy. - burknął Mrok zanim się odwrócił do niego twarzą.
 Jace warknął pod nosem patrząc z byka na mężczyznę. Jego warkot bardziej przypominał odgłos atakującego wilka niż zirytowanego człowieka, którym teraz był.
-Czy tobie wiecznie musi coś nie pasować? Wybacz, ale wszystko jest pod kontrolą. Ziarenko zostało zasiane. - odparł chłopak siadając na blacie stołu i z niechęcią patrząc na nieudanego koszmara.
-Cokolwiek wymyśliłeś w tym swoim małym móżdżku, coś ci nie wychodzi. - spojrzał na niego i wywrócił oczami. - Złaź ze stołu!
-Serio to stworzyłeś? - zapytał zielonooki, ignorując rozkaz Mroka, wskazując ręką na istotę, której się przyglądał chwilę temu.
-Natychmiast zejdź ze stołu! Przed chwilą go myłem!
-Rozumiem, że to twoja praca. Nie no, świetna reklama, "Władca Koszmarów oczyści twój dom z... z czarów!"
-Lepiej mnie posłuchaj...
-Bo co? Odeślesz mnie do piekła? Spokojnie, będę mieć więcej czasu na przygotowanie miejsca dla ciebie.
-Nie wytrzymam!
-To popuść. - zachichotał Jace zeskakując z blatu. - Miałem przekazać ci wieści, ale się rozmyśliłem. - stwierdził uśmiechnięty przechodząc obok Mroka.
-Grasz mi na nerwy. - zaczął mężczyzna grożąc mu palcem.
-Tak, wiem. - odparł chłopak i uciekł widząc wściekłą minę współpracownika.
-Jace! Wracaj tu natychmiast! - krzyknął za nim Czarny Pan wychodząc z pomieszczenia.

***

 Tooth postanowiła najpierw odszukać Annę. Bardzo martwiła się o Jack'a, nie był sobą. Wiedziała, że coś ważnego musiało się stać, coś co wpłynęło na jego myślenie. Była pewna, że to sprawka Mroka, ale nie mogła tego zachować dla siebie. Musiała powiadomić resztę Strażników, ale należałoby znaleźć miejsce, w którym nikt ich nie znajdzie i to w szkole. Kilka dni temu księżniczka Arendale powiedziała jej o pewnym pomieszczeniu, zwanym Pokojem Życzeń. Dziewczyna uważała teraz, że to najodpowiedniejsze miejsce na spotkanie, ale potrzebowała pomocy Anny, ponieważ niebieskooka nie wyjawiła jak się tam dostać, tym samym musieli ją wtajemniczyć w sprawy Strażników. Nagle zobaczyła rudego chłopaka z szalikiem w czerwono-złotych kolorach. Kierował się w jej stronę. Nie wyglądał na takiego, który jest miły dla Ślizgonów, ale był jedyną opcją.
-Hej, umm, możesz zawołać pewną osobę? - zapytała nieśmiało.
 Chłopak zatrzymał się, zmierzył ją wzrokiem pełnym pogardy i odparł:
-Nie jestem twoim sługusem. - po czym spojrzał na nią z wyższością i odszedł.
 Więc nawet nie zamierza wejść, bo ja tu jestem? Świetnie, a myślałam, że to Slytherin jest domem wywyższających się osób - pomyślała i westchnęła. Pozostało jej dalej czekać, aż ktoś zechce przyjść i okaże się milszym niż ten poprzedni.
-Pampania Paptinum... - wymamrotała przypominając sobie, jak pewna Gryfonka mówiła to do Meridy.
Obraz uchylił się. Stała chwilę w miejscu, zaskoczona. A więc to jest hasło? - pomyślała, i już miała przejść, kiedy zobaczyła uśmiechniętą głowę Anny.
-Cześć, Toothi! - "Toothi?" - zdziwiła się dziewczyna, ale uśmiechnęła się. - Akurat przechodziłam i usłyszałam twój głos, jak rozmawiałaś z kimś. Pomyślałam, że może chcesz coś ode mnie, więc wyszłam. - "Czyli jednak hasło jest inne." - stwierdziła czarnowłosa.
-Chciałabym cię o coś poprosić. - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem Tooth.
-Ależ oczywiście! - zawołała radośnie Ania.
-Ale na osobności. To bardzo ważne. - dodała cicho Strażniczka.
 Księżniczka pokiwała głową i po chwili stanęła obok niej. Ruszyły przed siebie. Poczekały aż zostaną same na korytarzu i fioletowooka zaczęła:
-Posłuchaj, chodzi mi o ten Pokój Życzeń, o którym mi mówiłaś kilka dni temu. Chodzi o to, że potrzebuję go. Mogłabyś mi pokazać, jak się do niego dostać?
-No pewnie! Chodź na siódme piętro. - odpowiedziała i zaczęła energicznie wbiegać po schodach coraz wyżej.

***

Jack cały spocony oparł się o ścianę. Trochę to dziwne było dla niego, ponieważ wcześniej nigdy się nie pocił, jego moc go ochładzała. Czuł się nieswojo, ale nikt go nie widział. Spojrzał w małe lusterko wiszące obok materaca. Zauważył brązowy kosmyk, którego widział na początku, ale stwierdził, że coraz więcej jego włosów zmienia kolor. Był już zupełnie spokojny, całą swoją złość wyładował na ćwiczeniach. Zdał sobie sprawę, że musi przeprosić Tooth, chciała dobrze, a on na nią naskoczył. Wciągnął głęboko powietrze i kaszlnął. Nie był przyzwyczajony do tego zapachu. Postanowił, że najpierw weźmie prysznic, a potem poszuka swojej dziewczyny. Spojrzał na siebie. Miał tylko brązowe rurki. Niebieska bluza, pod którą nic nie nosił, leżała na ławce. Nie mógł wyjść stąd tak ubrany, ale nie chciał by ubranie pachniało potem. Rozglądnął się. Jego spojrzenie zatrzymało się na drzwiach, których do tej pory nie zauważył. Bez zastanowienia wszedł tam. Była to mała łazienka, ale posiadała wszystko co powinna. Ściągnął spodnie i wszedł pod prysznic. Chwilę później wyszedł, wytarł się i owinął ręcznikiem wokół pasa. Woda zmoczyła mu spodnie, więc chciał je wysuszyć za pomocą różdżki. Kiedy znalazł się przy bluzie, drzwi się otworzyły. Przestraszony Jack puścił ubranie i odskoczył do tyłu, próbując przytrzymać zsuwający się ręcznik, aby dwie dziewczyny stojące w drzwiach nie zobaczyły tego czego nie powinny.